__________________________________________________
Gdy
dotarli do sklepu, wszyscy zebrali się przy okrągłym stole, żeby
podyskutować o Yumiko.
-
Myślę, że Ishida-san ma rację. Obserwujcie ją, a gdy coś
zauważycie, powiadomcie mnie o tym. - odpowiedział Urahara, kiedy
wysłuchał wszystkich podejrzeń i informacji o Nakajimie.
-
Urahara-san, nie sądzisz, że shinigami też powinni ją obserwować?
Gdy my jesteśmy w naszych domach, ona może robić, co zechce. -
zasugerował Ichigo.
-
Kurosaki, shinigami mają dużo poważniejsze sprawy, jak zaglądać
pewnej licealistce przez okno, gdy jest w domu. Skoro tak bardzo ją
lubisz, to może ty będziesz to robić? Jako zastępczy shinigami,
oczywiście. - Urahara uśmiechnął się znacząco, a Marchewek
zrobił się różowy ^^
-
O-o czym ty mówisz?! A nawet jeśli, nie mógłbym, ponieważ po
szkole patroluję miasto i zabijam Pustych! - Ichigo wykrzyknął to
tak szybko i z tyloma zająknięciami, że każdy gapił się na
niego jeszcze parę sekund. - No co? - burknął spoglądając w bok
z założonymi rękami.
-
Faktycznie. - spoważniał Urahara. - Ale sądzę, że obserwowanie w
szkole zupełnie wystarczy. Chociaż, podczas patrolowania miasta
mógłbyś czasem zerknąć na jej dom. Wiesz, gdzie mieszka.
-
Hai... - Marchewka chyba nie był zbytnio zadowolony z takiego obrotu
wydarzeń.
-
Trochę kiepska sprawa. - wtrąciła dotychczas milcząca Yoruichi. -
...Mogłabym ją dopatrywać, kiedy was nie będzie w pobliżu. Jeśli
chcecie.
-
Dobrze. I pamiętajcie. Nie interweniujcie sami, lecz także miejcie
się na baczności.
-
Hai. - zgodzili się wszyscy. Jak wychodzili, Yoruichi zmieniła się
w kota i kiedy każdy poszedł w swoją stronę, Orihime odprowadziła
ją pod dom Yumiko. Gdy Inoue się z nią pożegnała, kotka
wskoczyła na murek i ułożyła się wygodnie. Stamtąd miała dobry
widok na wszystkie okna.
<W
tym samym czasie>
-
Tadaima... - rzuciłam i od razu poszłam do pokoju. Usiadłam na
łóżku i zdjęłam buty. Torbę położyłam gdzieś na bok.
Włączyłam sobie MP3-kę i położyłam się.
-
Yumiko? To ty przed chwilą weszłaś? - Taizo wychylił głowę zza
drzwi. - Haaalo? - zapukał. Ja nadal nic. Podszedł i stanął nade
mną.
-
Oh, ohayo, Taizo. Wybacz, zamyśliłam się... - wyciągnęłam jedną
słuchawkę z ucha.
-
Nic się nie stało. - wyszczerzył zęby. - Chciałem ci tylko
przekazać nowinę. Wiesz, że za ok. 3 dni już wyjeżdżam, nie?
-
No tak.
-
Niespodzianka! Mój pobyt u was przedłużył się o tydzień!
-
To świetnie! - tak się ucieszyłam, że go przytuliłam. Oboje
strzeliliśmy po buraku.
-
Spokojnie! Heh... - Kiedy się już od niego odkleiłam, usiedliśmy
obok siebie na łóżku. - Nawet nie wiesz, jak długo musiałem
przekonywać moją mamę. Użyłem wszystkich argumentów i do tego
obiecałem, że będę zmywać naczynia przez miesiąc.
-
Co? Na serio nie wolałeś wrócić do domu?
-
Niee. Pięć dni to stanowczo za mało. Poza tym, lubię tu być.
Robić ci śniadanie. Sprawiać, że jesteś czerwona na twarzy, tak
jak teraz... Ale jedno mnie zastanawia. Nie mówisz mi czegoś. Od
tego wypadku z napaścią jesteś bardzo zamyślona. Wiem, że to nie
moja sprawa, ale trochę się martwię... - zapadła cisza.
-
Nie, no coś ty. - musiałam w końcu coś powiedzieć. - Po prostu
myślę o tej nowej szkole, ostatnio popełniam same gafy. Nie mogę
się skupić... - Taizo sprawiał wrażenie zawiedzionego moją
wypowiedzią, lecz po chwili rozweselił się. - Ano, chciałabym
zostać na trochę sama...
-
Hai, hai. - i wyszedł. Opadłam na łóżko. Wetknęłam sobie drugą
słuchawkę i zamknęłam oczy. Może poczekać z moim planem do
jutra? No bo czy to musi być dzisiaj? Albo czy nie pójść z
Taizem... Nie! Mowy nie ma! A jak się mu coś stanie?... Wróciłam
myślami do tamtego momentu. Ciarki przeszły mi po całym ciele...
Zaraz, tak w ogóle to czemu ludzie, którzy byli tam ze mną, nie
zwracali uwagi przed czym uciekają? Znaczy, dlaczego tylko ja się
na niego patrzałam? Czyżby inni go nie widzieli? Dosyć dziwne...
Może spróbuję go narysować. Wstałam, wzięłam kartkę, ołówek
i usiadłam przy biurku. Wyjrzałam na chwilę przez okno. Oh! Jakiś
kotek usadowił się na naszym murku! Hmm... mam wrażenie, że
ciągle na mnie spogląda... Eh, to pewnie tylko przywidzenie.
Zabrałam się za rysowanie. Gdy skończyłam, wyglądało to na
rysunek pięciolatka... To jeszcze raz... No, teraz trochę lepiej. I
jeszcze tylko dorysować tą dziurę na środku... Gotowe. Im dłużej
się patrzę na ten rysunek, tym bardziej się zastanawiam, dlaczego
go zrobiłam. Nie wiem. Najlepiej schowam go do którejś z szaf.
Potem znowu spojrzałam w okno. Ten kotek nadal tam jest, ale chyba
usnął. Może by tak dać mu coś do jedzenia? Wyszłam z pokoju i
na palcach pobiegłam do kuchni. Wzięłam 3 herbatniki i włożyłam
w woreczek. Ostrożnie wybiegłam na korytarz, ubrałam jakieś
kapcie... No jasne, zapomniałam zdjąć mundurek. Mądra ja. Ale
tam, przecież tylko wychodzę na podwórko. Gdy już chwyciłam
klamkę do drzwi wyjściowych...
-
Onee-chan. Co robisz? - Emiko stała tuż za mną. Pewnie zwabiły ją
te herbatniki.
-
E-emi-chan! Zaraz wrócę.
-
A gdzie idziesz? Czemu w kapciach? I dlaczego masz ze sobą... -
powąchała powietrze. - 3 herbatniki?
-
Bo to zajmie mi tylko chwilę. No i mogłabym zgłodnieć po drodze.
Hehe... Zaraz wracam! - zapewniłam i szybko wyszłam. Kiedy
znalazłam się na podwórku, zaczęłam szukać tego kociaka. O,
jest. Podeszłam do niego. Chyba poczuł, że się zbliżam, bo gdy
tylko go zauważyłam, on już na mnie patrzył. Kucnęłam jakieś 4
metry od niego i zaczęłam wołać „kici, kici!”. Jednak na nic
się to nie zdało. Więc pokazałam, że mam herbatniki. Ciągle
nic. Westchnęłam, okrążyłam go łukiem, żeby się nie spłoszył
i położyłam ciasteczka na murku trochę dalej od niego. Cały czas
mi się przyglądał, ale koty tak mają. Ponownie westchnęłam i
wróciłam do domu. Jak jeszcze raz wyglądnęłam przez okno w moim
pokoju, żeby zobaczyć, czy je zjadł, nie było go i zdaje się, że
ciastek też nie. Nawet woreczek zniknął. Pewnie poszedł je zjeść
gdzieś w ustronne miejsce.
<Potowarzyszymy
Yoruichi>
Ciastka.
Zabawne. Niby po co osoba podejrzewana o to, że nie jest
człowiekiem, miałaby mi dawać ciastka. Może ona wie, że ją
podejrzewamy i chciała mnie otruć. Najlepiej, jeśli zaniosę je do
Kisuke.
<Później
w sklepie>
-
I co o nich myślisz? - spytała Yoruichi.
-
Wyglądają jak zwykłe herbatniki. Jinta, Ururu! Przyjdźcie tu na
chwilę!
-
Czego chcesz? - krzyknął chłopiec, kiedy już przyszli.
-
Mam dla was herbatniczki. Podzielcie się. - Kisuke podał mu
woreczek. Hanakari spojrzał na niego podejrzanie, ale wziął
pakunek. Kiedy chwycił jeden i przybliżył go do twarzy, każdy
uważnie mu się przyglądał.
-
O co chodzi?!
-
Nic, nic. Kontynuuj. - zapewnił Urahara. Jinta ugryzł kawałek, a
po chwili wciągnął całe. Kobieta-kot i właściciel sklepu
odetchnęli z ulgą.
-
Więc nic nie było w tym ciastku. Ona je po prostu dała bezdomnemu
kotu. - stwierdziła Shihōin.
-
Równie dobrze to mogłaby być zmyłka. - rzucił Kisuke.
-
Uh, mam już dość tych zgadywanek. Najchętniej przyprowadziłabym
ją tu i trzymała tak długo, aż coś powie. - żachnęła
Yoruichi.
-
Prościej będzie, jeśli poczekamy. Ale dobrze, że jednak
przyniosłaś tu te ciastka. Jak na razie, to plus dla niej.
-
Lepiej wrócę ją obserwować. Oczywiście, jeśli nie zasnę.
Ostatnio źle sypiam. - rzekła shinigami w kociej skórze i pobiegła
z powrotem pod dom naszej Yumi.
<I
znowu powrócimy do niesłusznie podejrzewanej bohaterki>
Dochodzi
18.00. Nabrałam ochoty na coś słodkiego. Ale chyba zostały tylko
te herbatniki... O nie. Nie wyjdę z domu, żeby kupić Pocky. Za
duże ryzyko. Suche ciastka muszą wystarczyć :c Leniwie zeszłam po
schodach na dół i powlokłam się do jadłodajni. Zastałam tam
mamę.
-
Yumi-chan, zaraz będzie kolacja.
-
Dobrze. Tylko wezmę jednego herbatnika...
-
Przecież ci powiedziałam, że zaraz będzie kolacja. Dlaczego
chcesz coś jeść przed kolacją? Przecież to nie stosowne!
-
Okaasan, ale to tylko suche ciastko... No dobra, niech ci będzie. -
schowałam je z powrotem do opakowania. - A gdzie jest Taizo?
-
Chyba poszedł do swojego pokoju. Czemu pytasz? Pewnie się cieszysz,
że zostanie na dłużej, co?
-
HAI! - krzyknęłam uradowana z bananem na twarzy. - To znaczy...
hai...
-
Ara, więc jednak się bardzo
cieszysz. - powiedziała z uśmiechem.
-
Czy ty coś sugerujesz? A zresztą, nieważne. - wypuściłam głośno
powietrze i usiadłam przy stole kuchennym. Pomogłam trochę mamie z
nakładaniem potraw, i później zaczęłam wszystkich wołać na
jedzenie.
-
Taaizoo! Chodź na kolację! - nic. Zawołałam jeszcze raz. Też
nic. Czym on się tak zajął, że nie odpowiada? Wkurzyłam się i
poszłam do jego pokoju. Weszłam bez pukania.
-
Hej! Nie słyszałeś, jak cię wołałam? - zastałam go leżącego
na łóżku, odwróconego plecami. Podeszłam bliżej. Zasnął. Oh!
Wygląda tak słodko. A ja się tu drę na niego. Jeszcze mogłam go
obudzić. Widocznie ma twardy sen. Po cichu wyszłam na korytarz.
Najlepiej, jak zaniosę mu tą kolację, i wtedy obudzę. Zeszłam i
wyjaśniłam rodzicom, że kuzyn z nami teraz nie zje, bo śpi.
-
Hoho! Nie wiedziałem, że ten chłopak, to taki śpioch. -
stwierdził tata. - Emi-chan powinna brać z niego przykład.
-
Papa! To za wcześnie! Ja chcę iść spać później! - mała
zaczęła podskakiwać.
-
No już dobrze. Możesz iść do łóżka odrobinkę później.
-
Łiii! - Emiko przytuliła tatę i wtedy mama podała już kolację.
Kiedy skończyliśmy, wzięłam tackę i położyłam na niej
wszystkie półmiski, które miał dostać Taizo. Poszłam do niego
na górę. Gdy weszłam nadal spał (tylko na drugim boku), więc
postawiłam wszystko na stoliku obok łóżka i zaczęłam go budzić,
szturchając w ramię. W pewnym momencie zrobił zupełnie
nieoczekiwany ruch rękami (nadal spał), złapał mnie za biodra i
przytulił się. Tym samym zmusił, żebym położyła się obok
niego. Kurde, a mogłam nie stawać tak blisko tego łóżka! Było
mi strasznie głupio. Do tego zauważyłam uśmiech na jego buzi. To
sobie pomyślałam, że to żart i on tylko udaje, że śpi.
-
Ej! To nie jest śmieszne! Puść mnie! - Powoli otworzył zaspane
oczy (czyli jednak naprawdę spał...) i spojrzał na moją twarz,
potem na swoje ręce, obejmujące mnie w pasie. Stanął na łóżku,
jakby go ktoś wrzątkiem polał.
-
G-gomenasai! Co się właściwie stało? - spytał zdezorientowany. -
Również wstałam z łóżka, ale nie tak gwałtownie.
-
A nic takiego. Przyszłam dać ci kolację, to się do mnie mocno
przytuliłeś i musiałam się położyć obok ciebie. - Jak mówiłam
to zdanie, Taizo strzelał coraz większego buraka. Nie wytrzymałam
i wybuchłam śmiechem.
-
Z czego się śmiejesz?!
-
W-wyglądasz-hahaha-jak-haha-dojrzały-hahahah-pomidor!!! Hahahahah!
- Ledwo co się powstrzymałam od puszczenia łezki.
Kiedy już ochłonęłam, powiedziałam smacznego i wyszłam.
***