niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział VIII

Hejoo! Teraz będę pisała o wiele częściej ;) Wakacjeeeee!
__________________________________________________
Gdy dotarli do sklepu, wszyscy zebrali się przy okrągłym stole, żeby podyskutować o Yumiko.
- Myślę, że Ishida-san ma rację. Obserwujcie ją, a gdy coś zauważycie, powiadomcie mnie o tym. - odpowiedział Urahara, kiedy wysłuchał wszystkich podejrzeń i informacji o Nakajimie.
- Urahara-san, nie sądzisz, że shinigami też powinni ją obserwować? Gdy my jesteśmy w naszych domach, ona może robić, co zechce. - zasugerował Ichigo.
- Kurosaki, shinigami mają dużo poważniejsze sprawy, jak zaglądać pewnej licealistce przez okno, gdy jest w domu. Skoro tak bardzo ją lubisz, to może ty będziesz to robić? Jako zastępczy shinigami, oczywiście. - Urahara uśmiechnął się znacząco, a Marchewek zrobił się różowy ^^
- O-o czym ty mówisz?! A nawet jeśli, nie mógłbym, ponieważ po szkole patroluję miasto i zabijam Pustych! - Ichigo wykrzyknął to tak szybko i z tyloma zająknięciami, że każdy gapił się na niego jeszcze parę sekund. - No co? - burknął spoglądając w bok z założonymi rękami.
- Faktycznie. - spoważniał Urahara. - Ale sądzę, że obserwowanie w szkole zupełnie wystarczy. Chociaż, podczas patrolowania miasta mógłbyś czasem zerknąć na jej dom. Wiesz, gdzie mieszka.
- Hai... - Marchewka chyba nie był zbytnio zadowolony z takiego obrotu wydarzeń.
- Trochę kiepska sprawa. - wtrąciła dotychczas milcząca Yoruichi. - ...Mogłabym ją dopatrywać, kiedy was nie będzie w pobliżu. Jeśli chcecie.
- Dobrze. I pamiętajcie. Nie interweniujcie sami, lecz także miejcie się na baczności.
- Hai. - zgodzili się wszyscy. Jak wychodzili, Yoruichi zmieniła się w kota i kiedy każdy poszedł w swoją stronę, Orihime odprowadziła ją pod dom Yumiko. Gdy Inoue się z nią pożegnała, kotka wskoczyła na murek i ułożyła się wygodnie. Stamtąd miała dobry widok na wszystkie okna.
<W tym samym czasie>
- Tadaima... - rzuciłam i od razu poszłam do pokoju. Usiadłam na łóżku i zdjęłam buty. Torbę położyłam gdzieś na bok. Włączyłam sobie MP3-kę i położyłam się.
- Yumiko? To ty przed chwilą weszłaś? - Taizo wychylił głowę zza drzwi. - Haaalo? - zapukał. Ja nadal nic. Podszedł i stanął nade mną.
- Oh, ohayo, Taizo. Wybacz, zamyśliłam się... - wyciągnęłam jedną słuchawkę z ucha.
- Nic się nie stało. - wyszczerzył zęby. - Chciałem ci tylko przekazać nowinę. Wiesz, że za ok. 3 dni już wyjeżdżam, nie?
- No tak.
- Niespodzianka! Mój pobyt u was przedłużył się o tydzień!
- To świetnie! - tak się ucieszyłam, że go przytuliłam. Oboje strzeliliśmy po buraku.
- Spokojnie! Heh... - Kiedy się już od niego odkleiłam, usiedliśmy obok siebie na łóżku. - Nawet nie wiesz, jak długo musiałem przekonywać moją mamę. Użyłem wszystkich argumentów i do tego obiecałem, że będę zmywać naczynia przez miesiąc.
- Co? Na serio nie wolałeś wrócić do domu?
- Niee. Pięć dni to stanowczo za mało. Poza tym, lubię tu być. Robić ci śniadanie. Sprawiać, że jesteś czerwona na twarzy, tak jak teraz... Ale jedno mnie zastanawia. Nie mówisz mi czegoś. Od tego wypadku z napaścią jesteś bardzo zamyślona. Wiem, że to nie moja sprawa, ale trochę się martwię... - zapadła cisza.
- Nie, no coś ty. - musiałam w końcu coś powiedzieć. - Po prostu myślę o tej nowej szkole, ostatnio popełniam same gafy. Nie mogę się skupić... - Taizo sprawiał wrażenie zawiedzionego moją wypowiedzią, lecz po chwili rozweselił się. - Ano, chciałabym zostać na trochę sama...
- Hai, hai. - i wyszedł. Opadłam na łóżko. Wetknęłam sobie drugą słuchawkę i zamknęłam oczy. Może poczekać z moim planem do jutra? No bo czy to musi być dzisiaj? Albo czy nie pójść z Taizem... Nie! Mowy nie ma! A jak się mu coś stanie?... Wróciłam myślami do tamtego momentu. Ciarki przeszły mi po całym ciele... Zaraz, tak w ogóle to czemu ludzie, którzy byli tam ze mną, nie zwracali uwagi przed czym uciekają? Znaczy, dlaczego tylko ja się na niego patrzałam? Czyżby inni go nie widzieli? Dosyć dziwne... Może spróbuję go narysować. Wstałam, wzięłam kartkę, ołówek i usiadłam przy biurku. Wyjrzałam na chwilę przez okno. Oh! Jakiś kotek usadowił się na naszym murku! Hmm... mam wrażenie, że ciągle na mnie spogląda... Eh, to pewnie tylko przywidzenie. Zabrałam się za rysowanie. Gdy skończyłam, wyglądało to na rysunek pięciolatka... To jeszcze raz... No, teraz trochę lepiej. I jeszcze tylko dorysować tą dziurę na środku... Gotowe. Im dłużej się patrzę na ten rysunek, tym bardziej się zastanawiam, dlaczego go zrobiłam. Nie wiem. Najlepiej schowam go do którejś z szaf. Potem znowu spojrzałam w okno. Ten kotek nadal tam jest, ale chyba usnął. Może by tak dać mu coś do jedzenia? Wyszłam z pokoju i na palcach pobiegłam do kuchni. Wzięłam 3 herbatniki i włożyłam w woreczek. Ostrożnie wybiegłam na korytarz, ubrałam jakieś kapcie... No jasne, zapomniałam zdjąć mundurek. Mądra ja. Ale tam, przecież tylko wychodzę na podwórko. Gdy już chwyciłam klamkę do drzwi wyjściowych...
- Onee-chan. Co robisz? - Emiko stała tuż za mną. Pewnie zwabiły ją te herbatniki.
- E-emi-chan! Zaraz wrócę.
- A gdzie idziesz? Czemu w kapciach? I dlaczego masz ze sobą... - powąchała powietrze. - 3 herbatniki?
- Bo to zajmie mi tylko chwilę. No i mogłabym zgłodnieć po drodze. Hehe... Zaraz wracam! - zapewniłam i szybko wyszłam. Kiedy znalazłam się na podwórku, zaczęłam szukać tego kociaka. O, jest. Podeszłam do niego. Chyba poczuł, że się zbliżam, bo gdy tylko go zauważyłam, on już na mnie patrzył. Kucnęłam jakieś 4 metry od niego i zaczęłam wołać „kici, kici!”. Jednak na nic się to nie zdało. Więc pokazałam, że mam herbatniki. Ciągle nic. Westchnęłam, okrążyłam go łukiem, żeby się nie spłoszył i położyłam ciasteczka na murku trochę dalej od niego. Cały czas mi się przyglądał, ale koty tak mają. Ponownie westchnęłam i wróciłam do domu. Jak jeszcze raz wyglądnęłam przez okno w moim pokoju, żeby zobaczyć, czy je zjadł, nie było go i zdaje się, że ciastek też nie. Nawet woreczek zniknął. Pewnie poszedł je zjeść gdzieś w ustronne miejsce.
<Potowarzyszymy Yoruichi>
Ciastka. Zabawne. Niby po co osoba podejrzewana o to, że nie jest człowiekiem, miałaby mi dawać ciastka. Może ona wie, że ją podejrzewamy i chciała mnie otruć. Najlepiej, jeśli zaniosę je do Kisuke.
<Później w sklepie>
- I co o nich myślisz? - spytała Yoruichi.
- Wyglądają jak zwykłe herbatniki. Jinta, Ururu! Przyjdźcie tu na chwilę!
- Czego chcesz? - krzyknął chłopiec, kiedy już przyszli.
- Mam dla was herbatniczki. Podzielcie się. - Kisuke podał mu woreczek. Hanakari spojrzał na niego podejrzanie, ale wziął pakunek. Kiedy chwycił jeden i przybliżył go do twarzy, każdy uważnie mu się przyglądał.
- O co chodzi?!
- Nic, nic. Kontynuuj. - zapewnił Urahara. Jinta ugryzł kawałek, a po chwili wciągnął całe. Kobieta-kot i właściciel sklepu odetchnęli z ulgą.
- Więc nic nie było w tym ciastku. Ona je po prostu dała bezdomnemu kotu. - stwierdziła Shihōin.
- Równie dobrze to mogłaby być zmyłka. - rzucił Kisuke.
- Uh, mam już dość tych zgadywanek. Najchętniej przyprowadziłabym ją tu i trzymała tak długo, aż coś powie. - żachnęła Yoruichi.
- Prościej będzie, jeśli poczekamy. Ale dobrze, że jednak przyniosłaś tu te ciastka. Jak na razie, to plus dla niej.
- Lepiej wrócę ją obserwować. Oczywiście, jeśli nie zasnę. Ostatnio źle sypiam. - rzekła shinigami w kociej skórze i pobiegła z powrotem pod dom naszej Yumi.
<I znowu powrócimy do niesłusznie podejrzewanej bohaterki>
Dochodzi 18.00. Nabrałam ochoty na coś słodkiego. Ale chyba zostały tylko te herbatniki... O nie. Nie wyjdę z domu, żeby kupić Pocky. Za duże ryzyko. Suche ciastka muszą wystarczyć :c Leniwie zeszłam po schodach na dół i powlokłam się do jadłodajni. Zastałam tam mamę.
- Yumi-chan, zaraz będzie kolacja.
- Dobrze. Tylko wezmę jednego herbatnika...
- Przecież ci powiedziałam, że zaraz będzie kolacja. Dlaczego chcesz coś jeść przed kolacją? Przecież to nie stosowne!
- Okaasan, ale to tylko suche ciastko... No dobra, niech ci będzie. - schowałam je z powrotem do opakowania. - A gdzie jest Taizo?
- Chyba poszedł do swojego pokoju. Czemu pytasz? Pewnie się cieszysz, że zostanie na dłużej, co?
- HAI! - krzyknęłam uradowana z bananem na twarzy. - To znaczy... hai...
- Ara, więc jednak się bardzo cieszysz. - powiedziała z uśmiechem.
- Czy ty coś sugerujesz? A zresztą, nieważne. - wypuściłam głośno powietrze i usiadłam przy stole kuchennym. Pomogłam trochę mamie z nakładaniem potraw, i później zaczęłam wszystkich wołać na jedzenie.
- Taaizoo! Chodź na kolację! - nic. Zawołałam jeszcze raz. Też nic. Czym on się tak zajął, że nie odpowiada? Wkurzyłam się i poszłam do jego pokoju. Weszłam bez pukania.
- Hej! Nie słyszałeś, jak cię wołałam? - zastałam go leżącego na łóżku, odwróconego plecami. Podeszłam bliżej. Zasnął. Oh! Wygląda tak słodko. A ja się tu drę na niego. Jeszcze mogłam go obudzić. Widocznie ma twardy sen. Po cichu wyszłam na korytarz. Najlepiej, jak zaniosę mu tą kolację, i wtedy obudzę. Zeszłam i wyjaśniłam rodzicom, że kuzyn z nami teraz nie zje, bo śpi.
- Hoho! Nie wiedziałem, że ten chłopak, to taki śpioch. - stwierdził tata. - Emi-chan powinna brać z niego przykład.
- Papa! To za wcześnie! Ja chcę iść spać później! - mała zaczęła podskakiwać.
- No już dobrze. Możesz iść do łóżka odrobinkę później.
- Łiii! - Emiko przytuliła tatę i wtedy mama podała już kolację. Kiedy skończyliśmy, wzięłam tackę i położyłam na niej wszystkie półmiski, które miał dostać Taizo. Poszłam do niego na górę. Gdy weszłam nadal spał (tylko na drugim boku), więc postawiłam wszystko na stoliku obok łóżka i zaczęłam go budzić, szturchając w ramię. W pewnym momencie zrobił zupełnie nieoczekiwany ruch rękami (nadal spał), złapał mnie za biodra i przytulił się. Tym samym zmusił, żebym położyła się obok niego. Kurde, a mogłam nie stawać tak blisko tego łóżka! Było mi strasznie głupio. Do tego zauważyłam uśmiech na jego buzi. To sobie pomyślałam, że to żart i on tylko udaje, że śpi.
- Ej! To nie jest śmieszne! Puść mnie! - Powoli otworzył zaspane oczy (czyli jednak naprawdę spał...) i spojrzał na moją twarz, potem na swoje ręce, obejmujące mnie w pasie. Stanął na łóżku, jakby go ktoś wrzątkiem polał.
- G-gomenasai! Co się właściwie stało? - spytał zdezorientowany. - Również wstałam z łóżka, ale nie tak gwałtownie.
- A nic takiego. Przyszłam dać ci kolację, to się do mnie mocno przytuliłeś i musiałam się położyć obok ciebie. - Jak mówiłam to zdanie, Taizo strzelał coraz większego buraka. Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
- Z czego się śmiejesz?!
- W-wyglądasz-hahaha-jak-haha-dojrzały-hahahah-pomidor!!! Hahahahah! - Ledwo co się powstrzymałam od puszczenia łezki. Kiedy już ochłonęłam, powiedziałam smacznego i wyszłam.



***