środa, 5 września 2012

Rozdział VI

Niestety, wakacje się skończyły, szkoła się zaczęła i nie będę pewnie długo pisać przez ten czas. Może tak co miesiąc ._.  Ta notka też nie specjalnie...
__________________________________
Dzień w szkole zaczął się w miare normalnie. Zaczęło się od lekcji j. japońskiego... 
<Wrócimy się teraz do początku tamtej lekcji...>
Siedziałam w ławce i pisałam zadanie, które nauczycielka nam kazała zrobić,po sprawdzeniu obecności. Nie było za proste, ale jakoś dawałam sobie z nim radę. Gdy już skończyłam, spojrzałam w okno, a to był błąd, bo słońce zaczęło mnie razić prosto w oczy. Szkoda, że w tej klasie nie ma zasłon. Próbowałam ręką zasłonić promienie, lecz na niewiele się to zdało. Pozostało mi tylko odwrócić głowę bardziej w stronę klasy. Każdy męczył się jeszcze nad tym zadaniem, tylko parę osób ze mną już skończyło. Nie wierze, ja tak szybko to zrobiłam? Zazwyczaj jestem przedostatnia albo ostatnia. Wyprostowałam się i wypięłam pierś z dumą. Po jakimś czasie cała klasa powoli zaczęła kończyć. Oczywiście Hime dała po kryjomu zeszyt Ichigo, żeby przepisał. Dziwne, bo zawsze wydaje się taka szczęśliwa, gdy daje Marchewce coś przepisać. Zaśmiałam się cicho. Nagle Truskawek podniósł się gwałtownie i spytał czy może iść do toalety. Inoue, Sado i Ishida też o to spytali... Nauczycielka po chwili wahania zgodziła się ich wszystkich wypuścić. Hmmm... podejrzane. O! Nareszcie chmura przesłoniła słońce. Nie za bardzo lubię ciepło, które daje. Wolę posiedzieć w nocy, na balkonie, wpatrzona w Srebrny Rogalik. Księżyc mnie uspokaja; Mogłam do szkoły wziąć krem przeciwsłoneczny. Ziewnęłam i sennym wzrokiem przebiegłam po krajobrazie za oknem. Zatrzymałam się na grupce biegnących ludzi, wybiegających z terenu szkoły...?! Przecież to oni! Zaraz... Na ich czele biegnie ktoś ubrany w... No nie. To nie może być prawda. Nie może być!... Ten ktoś m-ma pomarańczowe w-włosy... Otworzyłam szerzej oczy i wpatrywałam się z niedowierzaniem w poruszające się punkciki, które się oddalały...
- Hej, ty tam! Yumiko, tak? Co przed chwilą powiedziałam? - spytała nauczycielka. Zwróciłam ku niej przerażony wzrok.
- N-niewiem. P-p-przeparaszam!
- Źle się czujesz? Jesteś jakaś blada... Kto z nią pójdzie do pielęgniarki? - naraz w górę wystrzeliły dłonie prawie całej klasy. - No dobrze... więc pójdzie...
- Emm... Proszę pani, przecież mogę pójść sama.
- Nie ma mowy. Jeszcze mi zemdlejesz po drodze. Więc pójdzie Mizuiro. - po klasie dało się słyszeć szepty niezadowolenia. Jeden z chłopców wstał i podszedł do mnie.
- To idziemy? - spytał i uśmiechnął się. Teraz sobie przypominam, że już go chyba poznałam...
- N-naprawdę nie musisz.
- Ale nie mam wyboru. Chodźmy już, bo zaraz odpłyniesz. - wyciągnął do mnie rękę. Wyszliśmy z klasy i skierowaliśmy się do gabinetu lekarskiego. Mniej więcej wiedziałam gdzie jest, bo prawie wszystko już zwiedziłam w tym liceum. Całą drogę przemilczeliśmy. Może to i moja wina, bo nie umiem znajdować tematów do rozmów. Przeważnie dlatego, ponieważ nie chce być odtrącona przez innych, gdy palnę jakąś głupotę (a zdarza się to dosyć często...) . Zawsze skryta i nieśmiała. Dla bliższych mi osób jest zupełnie odwrotnie. Np. moi dawni przyjaciele. Dla nich byłam przyjacielską, otwartą, upartą, uczuciową i pełną życia dziewczyną. Miałam czwórkę wspaniałych przyjaciół. Miło wspominam tamte czasy, oj tak. Na pewno kiedyś ich odwiedzę. Niestety musiałam ich opuścić, ze względu na tą przeprowadzkę. Dosyć ciężko mi się z nimi żegnało. Szczególnie, kiedy nie zdążyłam jednemu z nich powiedzieć o moich uczuciach... Dostałam na pocieszenie od każdego mały podarunek. (Kiedyś wam o wszystkim i wszystkich opowiem. Może nawet nie długo...). Po przejściu niezliczonych zakrętów i schodów w końcu dotarliśmy. Zapukaliśmy i po usłyszeniu „Proszę”, weszliśmy.
- Ohayo gozaimasu. Koleżanka się źle poczuła. - oznajmił Kojima.
- Dobrze, usiądź tutaj. - odparła pielęgniarka, wskazując na krzesło po drugiej stronie biurka. Posłusznie zajęłam miejsce. - Z jakiej jesteście klasy?
- 1-3. - zaczęła coś wypisywać w swoim zeszycie.
- Ty możesz już wrócić na lekcje. - nakazała.
- Hai. Do zobaczenia, Yumiko. - ruszył w stronę drzwi.
- Czekaj! Jak będzie dzwonek, to możesz powiedzieć Orihime, żeby spakowała moje rzeczy? Chociaż myślę, że długo to nie potrwa...
- Dobrze. - i zamknął za sobą drzwi. Potem lekarka zaczęła mnie stawiać na nogi. Trochę to jej zajęło, bo ciągle mówiłam, że jest mi niedobrze. Gdy już wyszłam było jednak trochę po dzwonku. Odnalazłam Inoue z moją torbą. Tamto wydarzenie ciągle obijało się w moich myślach. Postanowiłam sobie, że muszę pogadać o tym z Hime, ale jak na razie tylko z nią, bo moja nieśmiałość na razie góruje. Jeszcze zostało trochę czasu do następnej lekcji. Dobra, muszę wziąć się w garść. Teraz nie ma przy niej Tatsuki i innych dziewczyn. Dobry moment by zacząć tą rozmowę. No teraz! Dawaj! Przecież ja tylko chce zagadać. Nie ma w tym nic strasznego. Może potem to będzie trochę krępujące, ale najważniejszy jest pierwszy krok! No już! Nieee. Ktoś do niej podszedł. Świetnie, mózgu. Dziękuje ci. Nie będę mogła z nią pogadać w trakcie drogi do domu, bo przecież będziemy wracać ze wszystkimi. No trudno. Jutro z nią pogadam. Westchnęłam. Do tego czasu te moje myśli mnie zjedzą żywcem.
- Nakajima-san? Od dłuższej chwili dziwnie mi się przyglądasz. Mam coś na twarzy? - niespodziewanie podeszła do mnie. Zaczęłam wymachiwać rękami i mówić, że wszystko w porządku i że jej twarz jest czysta jak łza. - No już dobrze. Wierze ci. - odpowiedziała ze zmieszaną miną, lecz spoważniała po chwili.


Myśli Hime
Coś jest nie tak. Czuje to. Nakajima-san nie zachowuje się jak zwykle. A dzieje się to od lekcji japońskiego...


Dzwonek w końcu zadzwonił, oznajmiając, że koniec 5-minutowej wolności i czas wracać do męczarni w postaci klasowej sali. Wszyscy zaczęli wchodzić, a ja, pogrążona w swoich przypuszczeniach i z miną matematyka, próbującego rozwiązać jakieś bardzo trudne zadanie z pierwiastków, wpadłam na kogoś ( znowu D: ). Przymrużyłam oczy i powoli otwierając najpierw jedno potem drugie, zobaczyłam, że to Ichigo (ha! a to ci niespodzianka xD). Ja to mam farta. Leżałam na nim plackiem. Gorzej już być nie może... Kuffa, zapomniałam ugryźć się w język. Leżeliśmy na samym środku klasy i wszyscy się na nas gapili. Teraz spojrzałam na niego. Nie dość, że ja zburaczona, to on miał twarz, jakby się na słońcu sparzył. Gdzie ta niewidka?! No błagam, dlaczego ja? Boże, czemu mi to robisz?! Jak najszybciej wstałam z niego (jak to brzmi o.o) i przepraszając wybiegłam z klasy. Biegłam i biegłam, aż się trochę zmachałam. Wtedy usiadłam na parapecie. Zaszkliły mi się oczy. Co on sobie teraz o mnie pomyśli... Co cała klasa sobie o mnie pomyśli?!
<Wersja Ichigo>
Właśnie wchodziłem do klasy i nagle uderzyło mnie coś i spadło na mnie. W efekcie ja też się wyglebałem. Okazało się, że to „coś” to ta nowa, Yumiko. Zaskoczony wpatrywałem się w jej twarz i spostrzegłem, że cała klasa na nas patrzy. Super. Kiedy w końcu otworzyła oczy, szybko się podniosła, przeprosiła i uciekła, a ja jak leżąc, tak leżałem. W końcu wstałem i po prostu zająłem miejsce w klasie, a wszyscy nadal się mi przyglądali. Ishida podszedł do mnie.
- Myślę, że powinieneś z nią porozmawiać. Jest nowa i pewnie jeszcze się nie zaaklimatyzowała w naszym liceum. Mogło to być dla niej dość wstydliwe. - poprawił okulary i spojrzał wyczekująco.
- Ale to ona wpadła na mnie. I to już drugi raz. Nie powinna była patrzeć w sufit, gdy wchodziła do klasy. - odrzekłem z grymasem. Po chwili jednak wstałem, bo wiedziałem, że i tak bym tego nie wygrał. Wyszedłem z klasy i zacząłem jej szukać. Po jakimś czasie znalazłem ją, siedzącą na parapecie. Że co? Beczy? Ehh. Czemu zawsze ja muszę być ten pocieszający?
<Teraz wrócimy do Yumiko>
Usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam się w tamtą stronę. To on? Po co tu przyszedł?
- Hej... Yyyy, to co stało się w klasie, to nie było nic takiego. W końcu każdemu może się zdarzyć. - uśmiechnął się sztucznie.
- Tak wiem, ale trzeba mieć pecha, żeby wpaść na tą samą osobę. - przygnębiona przetarłam oczy.
- No, to może wrócimy jednak do klasy? - spytał z nadzieją w głosie.
- Tak, chodźmy. - wstałam z parapetu i lekko się uśmiechnęłam. To był wręcz wymarzony moment by zacząć z nim Tą rozmowę, a ja? Znowu stchórzyłam... Przez całą lekcję czułam na sobie wzrok wszystkich w klasie. Następne zajęcia tak samo. Gdy wróciłam do domu, nie miałam na nic siły. Położyłam się na pierwszy lepszy mebel.
- Witaj zdechlaku. - Taizo pochylił się nade mną.
- Cze. Posłuchaj, czy mógłbyś mnie zanieść do mojego pokoju? Jestem naprawdę padnięta. - spytałam go błagającym tonem.
- Em... Nie wiem, czy cię udźwignę. - powiedział rozbawiony.
- Jak nie przestaniesz dowcipkować, to zaraz zrobię ci tutaj takie piekło, że dłuuugo będziesz wspominać pobyt w naszych skromnych progach. - ostrzegłam go z miną psychopaty. Widocznie poskutkowało, bo zaraz zaczął powoli mnie podnosić. Wyciągnęłam do niego ręce i... przerzucił sobie mnie na plecy jak bym była jakimś workiem.
- EJ! Co ty wyprawiasz?!
- Powiedziałaś tylko, że mam cię zanieść na górę. Nie w jaki sposób. - odparł, z jeszcze bardziej głupkowato wesołą miną.
- Ehh, co ja się z tobą mam. - stęknęłam ze zrezygnowaniem. Zaczął iść w stronę pokoju. Długo mu to nie zajęło. Czyżbym była aż taka lekka? Weszliśmy do pokoju i najnormalniej w świecie rzucił mnie na łóżko.
- Przesadzasz! Nie jestem lalką, żebyś mógł mną rzucać!
- Oj tam, przyzwyczaisz się. - znowu głupkowaty uśmieszek. - Zawołam cię, jak obiad będzie gotowy. - i wyszedł. On naprawdę doprowadzi mnie do białej gorączki... Faktycznie zostanę do obiadu w pokoju. Z rodzicami przywitam się przy obiedzie. Nie chcę im przeszkadzać, pewnie są zmęczeni. Zapewne zaraz przyleci Emi-chan. Może chociaż narzekania siostrzyczki o brak czasu dla niej, oderwą mnie od Tych przemyśleń.

***

środa, 8 sierpnia 2012

Rozdział V

C-co się dzieje? Brakuje mi powietrza... Chyba zaraz... NIE!... Wiem jedno... MUSZĘ UCIEKAĆ! No rusz się! Jak nic nie zrobię to zginę, zginę! Tak! Biegnę! Zmuszam moje nogi by się nie zatrzymywały. Nie mogę, nie mogę teraz stanąć! Goni mnie... I znowu ten przeraźliwy ryk... Że co? Co on ma w pysku? Czerwoną kulę? Nie. To jakiś laser chyba jest. Celuje tym we mnie! Ouhh! Uskoczyłam w ostatnim momencie. Chyba zbiłam łokieć. Syknęłam z bólu. Odwróciłam głowę. Znowu chce to wystrzelić! Mam pomysł. Bardzo ryzykowny, ale spróbuję. Gdy przygotowywał się do wystrzału zaczęłam biec w jego stronę. Był tak wysoki, że przebiegłam pod nim i sam się okaleczył tym laserem. Udało się!!! Szalone pomysły się jednak opłacają, ale teraz muszę biec dalej. Zaraz, nie mogę biec do domu, bo poszedłby za mną i nawet nie chcę myśleć co by się wtedy stało... Więc biegłam przed siebie, nie wiedziałam gdzie. Po prostu biegłam. Schowałam się za jakimś budynkiem. Wychylam głowę, żeby zobaczyć, czy się zbliża... Ujrzałam tylko błysk i potwór zaczął tak jakby powoli znikać. Spojrzałam do góry i spostrzegłam kogoś odzianego w jakieś czarne, szerokie ubranie. Miał pomarańczową czuprynę i wielki miecz. Oddalał się „skacząc” w powietrzu i coraz słabiej go było widać. Oparłam się o ścianę budynku i zsunęłam na ziemię. Na szczęście już po wszystkim... Mam zawroty głowy i oczy zachodzą mi mgłą... Za chwilę zemdleję...

***

- AAAAAAAA! - wydarłam się na całe pomieszczenie. Gdzie ja jestem? Ach, to mój pokój. Ałaaa, moja głowa... Co się stało? No tak, pamiętam. Potwór, stłuczony łokieć i ktoś, kto mnie ocalił. Pomarańczowe włosy? Czy to nie jest..? Niee. To nie mógł być on... Pewnie to wszystko tylko sen... Więc dlaczego łokieć mnie boli?
- Co się stało?! - nagle do pokoju wpadł Taizo. - O, to dobrze, że się obudziłaś. Spałaś ok. 3 godziny. Czemu krzyczałaś? Wszystko w porządku? - usiadł na łóżko.
- J-ja? Uch. Tak, i to nic takiego... Powiedzmy, że czasami zdarza mi się tak krzyknąć.... Co się właściwie stało? A co z obiadem?!
- Jak wracałaś, to pewnie ktoś cię napadł. A co do obiadu... Pizze zamówiłem. Jesteś głodna? Może przynieść ci trochę? - kiwnęłam głową.
- Ale jak się tu znalazłam? - zdążyłam go zapytać zanim wyszedł.
- Na szczęście sąsiad przechodził tamtędy i przyniósł cię tu. - rzucił przez ramię i wyszedł. No nie! No po prostu wspaniale! Nie dość, że mam rozwalony łokieć (który ktoś mi zabandażował...), to musiał mnie nosić sąsiad, straciłam pieniądze od rodziców, kupione jedzenie i wszyscy się pewnie o mnie martwili, a o Taizo'u to już nie wspomnę. Pewno myśli, że jestem idiotką, bo kto wraca z zakupów i go „napadają”, jeszcze w biały dzień. Zresztą nie mogę mu powiedzieć co naprawdę zaszło, bo by mnie uznał za jeszcze większą kretynkę niż teraz. W zasadzie to nikomu tego nie powiem. I tak nikt nie uwierzy. Rzuciłam okiem na zegarek, 18.52. Wyczołgałam się z łóżka i przebrałam w inne ubrania. Te były trochę brudne, a szczególnie bluzka. Gdy z powrotem usiadłam na łóżko wszedł kuzyn z moją siostrą.
- Onee-chaaan! Nic ci nie jest?! - rzuciła się na mnie, łkając.
- Wszystko dobrze, Emi-chan. - odpowiedziałam, przytulając ją. Spojrzała na mnie i rozpłakała się na dobre. Co jest z tymi dziećmi nie tak?! Gdy człowiek mówi im, że wszystko jest w porządku, to nie powinny ryczeć jak zarzynana świnia, tylko się chociaż uśmiechnąć. Westchnęłam i powiedziałam : - No już, duże dziewczynki nie płaczą... - wtuliła się we mnie jeszcze bardziej. Taizo położył talerz z dwoma kawałkami pizzy na stoliku obok łóżka.
- Chodźmy już, Emi-chan. Yumiko jest pewnie zmęczona.
- Nie!... To znaczy, nie jestem zmęczona. Chciałabym się zająć kolacją i muszę jeszcze położyć małą do spania. - Komatsuzaki stanął przy drzwiach i spojrzał na mnie opiekuńczym wzrokiem. Na mojej twarzy wykwitnął rumieniec.
- Nie ma potrzeby, byś się fatygowała. Nie jestem za dobry w kuchni, ale możesz być pewna, że was nie zatruję. - mruknął spoglądając gdzieś w bok. Otworzył drzwi. - Emiko. - mała zerwała się na równe nogi, też z zamiarem wyjścia z pokoju.
- A-al-ale..! - aż zaczęłam się jąkać...
- Połóż się. - powiedział spokojnie i jednocześnie z naciskiem. - Przyniosę ci kolację jak będzie gotowa. - i zamknął drzwi. Za nimi było jeszcze słychać, jak moja siostra się go pyta, dlaczego też musi iść, bo wolałaby ze mną zostać. Nie usłyszałam jego odpowiedzi. Może dlatego, że już byli na dole. Jeszcze chwilę posiedziałam ze wzrokiem utkwionym w drzwiach, za którymi zniknęli. Taizo dziwnie się zachowywał. Czy to dlatego, ponieważ się o mnie martwił? Albo się na mnie zdenerwował... Bardzo chciałabym poznać odpowiedzi na te pytania, jednak nie mogę go spytać wprost. Otrząsnęłam się z tych myśli, wzięłam kawałek pizzy i łapczywie się w niego wgryzłam. Mmmmm, pieczarki. Mój żołądek chciwie domagał się pożywienia. Kiedy zjadłam te dwa kawałki, opadłam na wyrko, rozłożyłam się wygodnie na całej jego wielkości i przymknęłam oczy. Poleżałam tak z 10 minut i podniosłam się. Przerzuciłam wzrok na biurko. Była tam mała lampka, parę podręczników, kartek, przyborów szkolnych i... i kostka do gry... Czemu by tak nie zagrać? Teraz pobiegłam wzrokiem do futerału z gitarą. Nie. Usłyszałby jak koszmarnie gram... Cóż, nie można wspaniale grać, gdy uczy się tylko 2 tygodnie. Trudno, trochę sobie pobrzdąkam. Gdy wstałam z łóżka zachwiałam się i upadłam z powrotem. Ból głowy wyraźnie nie chce, żebym się ruszała, ale ja nie będę dawała za wygraną! Ponowiłam próbę wstania. Ten ból jest nie do zniesienia... Wiem! Usiadłam na podłodze i przeraczkowałam cały pokój, chwyciłam futerał i poraczkowałam do łóżka, ciągnąc go za sobą. Wpełzłam na łóżko i położyłam futerał na kolanach, otworzyłam go i moim oczom ukazała się bordowo-żółta, drewniana gitara klasyczna. Sięgnęłam po kostkę i przejechałam nią po strunach. Chwyciłam tabulaturę i zaczęłam grać jakiś urywek z piosenki, który pamiętałam z lekcji. Całkiem sprawnie mi to wychodziło. Zagrałam jeszcze kilka piosenek i usłyszałam szczęknięcie drzwi.
- Oho, widzę, że ktoś tu całkiem nieźle gra. - w drzwiach stanął Taizo i trzymał talerz z jakimś jedzeniem
- Może byś tak zapukał, co? - zaśmiał się krótko. Postawił talerz na tym od pizzy. Odłożyłam gitarę z futerałem za siebie. Komatsuzaki usiadł obok mnie.
- Jak długo już grasz? - spytał spoglądając do tyłu na gitarę. - Całkiem dobrze ci idzie.
- Od 2 tygodni. Nie mów mi tego z grzeczności. Dobrze wiem, że kot mógłby do tego miałczeć.
- Ale ja mówię serio. Może nie za dobrze łapiesz te akordy, ale źle nie jest. - i potargał mi grzywkę. Znowu się zburaczyłam i spytałam co takiego mi upichcił, spoglądając ciekawsko na talerz.
- Zrobiłem Dango w sosie. Do tego miskę ryżu i zieloną herbatę. - wzięłam jeden szaszłyk z nabitymi kuleczkami i zjadłam jedną. Taizo uważnie mi się przyglądał. Przestań! Nie lubię, jak ktoś patrzy kiedy jem!
- Smakuje? - kiwnęłam z uśmiechem. - No i widzisz? Mówiłem, że cię nie otruję.
- A czy ja w ciebie zwątpiłam? Jesteś dobrym kucharzem. - klepnęłam go w plecy i syknęłam, bo łokieć mnie zabolał.
- Yumiko! Co jest? - wziął ode mnie szaszłyk i położył go na talerz.
- Łokieć...
- Pewnie się jeszcze nie zagoił. Powinnaś oszczędzać rękę.
- Oj tam, oj tam. - miał taką poważną minę, że musiałam zainterweniować. Chwyciłam jego policzki i je lekko pociągnęłam. - No! Uśmiechnij się! Przecież nic mi nie jest.
- Puść mnie! - a w życiu! Trochę się z nim tak pobawiłam i później chwyciłam jego głowę i drugą ręką „podcięłam mu grzywkę”. - Przestań!
- Bo co mi zrobisz? - zaczęłam go łaskotać.
- Odwdzięczę się. - powiedział tajemniczo. Spojrzałam na niego z przerażeniem. W jednym momencie rzucił się na mnie i zaczął łaskotać. A niech go! Pech, że ja prawie wszędzie mam łaskotki. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak głośno się śmiałam. Zapewne doszło to aż do sąsiadów. - I co? Masz dość? - znów zaczął mnie łaskotać, ale przestałam się śmiać... Widocznie łaskotał mnie w takich miejscach, które już nie są na to podatne.
- Dobra, przestań mnie macać. Ej, a gdzie Emi-chan? - weszłam pod kołdrę, żeby nie mógł mnie dorwać.
- Po tym, jak zjadła kolację, położyłem ją spać.
- Ooo, dzięki. Od razu zasnęła? Ja muszę jej książeczki czytać.
- Mniej więcej. Opowiedziałem jej trochę o krainie snów. Powiedziała, że jak tam jest tak fajnie, to chciałaby już zasnąć i wyprosiła mnie z pokoju. Tylko musiałem jej zostawić lampkę nocną.
- Doprawdy, nie wiem jak ty to robisz... - klepnęłam się w czoło. - Przepraszam, zapomniałam ci pościelić w gościnnym.
- Nie szkodzi. Mogę spać z tobą. Masz duże i wygodne łóżko. - mrugnął do mnie. Co on sobie wyobraża?! Aż zadrżałam na jego słowa.
- N-nie ma takiej potrzeby! Poza tym, ja się bardzo kręcę jak śpię i do tego wstaję rano.
- Zaryzykuję. Chciałbym cię zobaczyć w piżamie... - CO?! J-ja ci dam! To się doigrałeś! Teraz to na pewno ci nie pozwolę! Kurde, burak na twarzy. Wstałam i podbiegłam do drzwi. Zakręciło mi się w głowie, ale przezwyciężyłam to. Wybiegłam na korytarz i do pokoju gościnnego. Szybko je zaścieliłam i pobiegłam do mojego pokoju, a on... BYŁ W SAMYCH BOKSERKACH?!... Z drugiej strony... jest nieźle umięśniony.
- Myślałem, że idziesz się przebrać w piżame. - stałam jak wyryta.
- Pościeliłam ci łóżko w gościnnym! ŚPISZ TAM!
- Aleś ty niedobra. - zrobił minę zbitego psa.
- JUŻ! - wskazałam mu ręką kierunek, gdzie znajduje ten pokój. Powlókł się do wskazanego pomieszczenia ze spuszczoną głową i z (wcześniej zdjętymi) ubraniami w dłoni. - A tak w ogóle, to gdzie ty masz tą walizkę? - jakoś nagle sobie o tym przypomniałam.
- Ach, no tak. Pewnie została na dole. Pójdę po nią. - wszedł do tego pokoju, zostawił ubrania i zszedł na dół. Przytargał swoją własność po schodach i zaniósł do pokoju gościnnego. Patrzyłam na to wszystko obojętnym wzrokiem. Nawet nie pomyślałam, żeby mu pomóc (oj, ja niedobra). - Dobranoc. - warknął i zamknął drzwi. Tak wygodnie mi się stało, że zapomniałam mu odpowiedzieć. Oprzytomniałam i też zamknęłam swoje drzwi. Jakoś przykro mi się zrobiło... Ale to jego wina. Nie trzeba było mi proponować wspólne spanie. No dobra! Nie chcę być taką jędzą, więc dokończyłam kolację, przebrałam się w koszulę nocną i po cichu poszłam do niego. Nie musiałam się tak starać być cicho, bo Emiko (i rodzice) mają pokój na dole. Na tym piętrze byłam tylko z nim. Weszłam i zobaczyłam go smutnego, leżącego na brzuchu w połowie przykrytego kołdrą. Był wpatrzony w pustą ścianę.
- Puk, puk. Mogę wejść? - i tak już stałam w drzwiach, ale to szczegół. Taizo zerwał się z łóżka i spojrzał na mnie jak na ducha. - No co?
- N-nie spodziewałem się ciebie i się trochę... wystraszyłem. - odetchnął z ulgą. - Dlaczego przyszłaś?
- Smutno mi, gdy ty jesteś smutny. - zaskoczyłam go tym. Takiej odpowiedzi najwyraźniej po mnie nie oczekiwał.
- To jednak chcesz ze mną spać?
- NIE! To znaczy... Przyszłam cię przeprosić i... - podeszłam do niego i szybko cmoknęłam w policzek, powiedziałam „Dobranoc” i wyszłam. Niestety nie widziałam jego reakcji. Wróciłam do mojej krainy (czyt. pokoju) i opadłam na łóżko. Dosyć szybko zasnęłam. Śniło mi się, że znów widzę tego kolesia w czarnym kimono, latającego po niebie i znowu ten okropny potwór. Już miałabym być przez niego zjedzona i... ten koleś mnie obronił. Nie widziałam jego twarzy, bo stał do mnie tyłem i przodem to potwora. Pokonał go jednym, czystym cięciem i spytał się mnie, czy nic mi nie jest. Już miał się do mnie odwrócić. Już miałam zobaczyć jego twarz... i budzik zadzwonił. Zaraz normalnie go ROZWALĘ! Ten cholerny budzik parę razy zepsuł mi już kilka snów! Gdzie jest młotek?! Dajcie mi młotek, żebym mogła skrócić życie tej dzwoniącej puszce metalu! Ugh, zaraz się do szkoły spóźnię. Ekstra. Gdzie mundurek?! O, mam. Muszę jeszcze zęby umyć i skarpety założyć. No nic. Włożyłam szczoteczkę do buzi i zaczęłam skakać, zakładając skarpetkę. Jeszcze uczesać włosy! Dobra, skarpetki na nogach. Teraz biegiem do łazienki. Dokończyłam myć zęby i przejechałam parę razy szczotką po włosach. Trudno, nie zdążę się umalować. Wzięłam torbę i zbiegłam z hukiem na dół do kuchni, żeby chociaż herbatę sobie zrobić a tu... szok! Zobaczyłam na stole dużo półmisków. Ryż, sushi, onigiri, zielona herbata i coś tam jeszcze. Myślałam, że to mama, ale gdy spostrzegłam osobę, stojącą przy zlewie... Taizo!... w fartuchu?!
- Ohayo, Yumiko.
- O-ohayo... O której wstałeś, że zdążyłeś mi to wszystko zrobić? I jak wstałeś wcześniej, to mógłbyś mnie chociaż obudzić! No i dlaczego masz fartuch mamy?
- Gomene, ale jesteś urocza kiedy śpisz i nie chciałem cię budzić. Poza tym, co za pytanie, a po co się fartuch zakłada? Nie chciałem się pobrudzić, bo niestety mało ciuchów spakowałem.
- Baka. - zasiadłam do stołu i zaczęłam wcinać sushi. Było naprawdę dobre. Jeszcze miska ryżu, gryz onigiri, łyk herbaty i mogę iść. - Rodzice jeszcze nie przyjechali?
- Pewnie zaraz będą. Nie jedz za szybko, bo się zakrztusisz.
- Dobrze mamusiu. - zaśmiałam się, a on zrobił focha. - Muszę lecieć. Dzięki za śniadanie! - wstałam i ubrałam buty.
- Zawsze do usług. - zdjął fartuch i z powrotem go schował. - Jak przyjdziesz do domu, to nie wspominaj cioci, że go ubrałem, ok?
- Hai, hai... Pa! - wyszłam z domu. Hmmm... Może spotkam Ichigo po drodze? Trochę przyśpieszyłam kroku. O! Miałam rację!
- Ichigo! - zawołałam. Odwrócił się i poczekał na mnie.
- Yo, Yumiko.
- Ohayo, idziemy? - kiwnął głową, jak zwykle sztywny. Nagle opadł mi na twarz sterczący kosmyk włosów. Że też go nie zauważyłam! Przyklepałam go dyskretnie ręką, a ten jak na złość nie chciał się ułożyć! Coraz mocniej jeździłam ręką po włosach i zdałam sobie sprawę, że Ichigo cały czas się mi przygląda. Patrzy się na mnie jak na jakąś idiotkę.
- Co ty robisz? - spytał jakby nigdy nic. Zaczerwieniłam się aż po czubek głowy.


Myśli Truskawka
Rany, dziewczyny naprawdę przesadzają, co do swoich włosów.


- N-nic takiego! Naprawdę! Nie zwracaj uwagi! - westchnął. Głupi kosmyk!
- Kurosaki-kun! Nakajima-san! - zobaczyliśmy z tyłu Orihime. Podbiegła do nas. Przywitaliśmy się i dalej szliśmy już we trójkę.

***

wtorek, 31 lipca 2012

Rozdział IV


Przepraszam, że tak długo, ale jakoś ostatnio weny nie mam ._. Miłego czytania :)
____________________________

- Onee-chaaaaan! - nagle usłyszałam wołanie piskliwego głosiku. Ujrzałam przed sobą dwie duże patrzałki, takie jak talerze i z połyskującymi światełkami. - Onee-chan wróciła do domu!
- Ohayo, Emi-chan. - spojrzałam na nią ciepłym wzrokiem. Co? N-nie płacz! W jej oczkach zaczęły się zbierać lśniące łzy. No nie, co ja takiego zrobiłam??
- E-emi-chan! Dlaczego płaczesz? - podniosła na mnie swoje wielkie źrenice i wybuchnęła:
- Onee-chaaan!!! Czemu jesteś tak późno w domu???!!! - momentalnie się trochę wystraszyłam, lecz następnie roześmiałam.
- Emi-chan, nie mogę być szybciej w domu, przecież wiesz. Chodzę do szkoły i wracam do domu, kiedy lekcje się skończą. Masz prawie 7 lat i jesteś dużą dziewczynką, więc powinnaś zrozumieć, i nie płacz już. - wydęła policzki i na jej twarzyczce pojawił się grymas.- To nie chodź do szkoły, wtedy mogłabyś się ze mną bawić cały dzień... - burknęła pod nosem. - Ale ja tak niestety nie mogę. - powiedziałam cicho. - ...Zawsze jak wracasz to idziesz się "uczyć" i zamykasz się w pokoju, nawet, jak cię o to proszę.
- To może zrobimy tak: ja się idę teraz pouczyć z półtorej godziny, a potem bawię się z tobą do kolacji i znów idę się uczyć. To jak? - Emi przyłożyła rączkę do bródki, udając, że się zastanawia.
- Zgoda! - uścisnęłam z nią rękę i ucieszona pobiegła do kuchni.
- Uhhh! Co ja się mam z tym małym, pożerającym słodycze potworkiem. - westchnęłam i zdjęłam buty. Nie nazywam ją tak bez powodu! Dosłownie zaraz po tym, jak jakieś słodycze (czekolada, żelki, chipsy, ciastka etc.) znajdą się w jej zasięgu to jak szybko się pojawiły, tak szybko ich nie ma. Ja mówię poważnie! No bo kto by widział, żeby w takim tempie jeść?! Nie wiem gdzie ona to wszystko upycha, ma przecież taki mały żołądek! (który wydaje się nie mieć dna...). Muszę normalnie chować wszystko to, co kupię, bo w przeciągu 5 sekund wszystko znika! Jakby ktoś kurna Pelerynę Niewidkę nałożył! Tak więc chowam wszystko najczęściej gdzieś wysoko, np. na wysokich szafkach i modlę się, żeby nie zwęszyła gdzie są, bo jak już wie, to nic ją nie powstrzyma, żeby się do tego dostać! (O.O) Ale! Ale teraz najlepsze! Otóż, ona to wszystko je i NIE TYJE! Jest normalnie jak Kudłaty ze Scooby Doo! Kurde, też tak chce, jak pewnie każda kobieta; Zmęczona całym stresem, którego dzisiaj doznałam w liceum, powlokłam się do pokoju i walnęłam na łóżko. Właściwie, to nie było aż tak strasznie, ale i tak paaaaaaadam! (tak, to było ziewnięcie). Powoli zaczęłam zdejmować mundurek. Dla zabawy tą czerwoną kokardkę założyłam na głowę. Stanęłam przed lustrem (mam lustro w pokoju)... to wygląda przesłodko! Ale nie mogę zejść tak na dół... hmm, czemu by nie? Przebrałam się w taką czerwoną sukienkę, w stylu Lolity (to sukienka z takiego przedstawienia, które było organizowane w mojej starej szkole). Kokardka pasowała idealnie! Jeszcze sobie zrobię włosy, a co? Jak się bawić to na całego! Więc zabrałam się za robienie warkoczyków. To wyglądało świetnie! Ubrałam jeszcze wysokie podkolanówki. No! Jestem gotowa żeby zejść... a, no tak. Powiedziałam, że za półtorej godziny. W tym stroju zaczęłam robić lekcje, no bo po co się przebierać? Gdy skończyłam, miałam 30 min do zejścia, ale znając życie, za parę sekund Emiko zacznie się dobijać do pokoju. O! A nie mówiłam?!
- Onee-chaaaan! Skończyłaś już? - cały czas stukała w drzwi. - Onee-chaaaaan!!!
- Przecież jeszcze pół godziny. - odpowiedziałam, podchodząc do szafy, żeby w razie czego do mniej wskoczyć. Jakby mnie teraz zobaczyła, to zepsułaby sobie niespodziankę!
- Ale mi się strasznie nuuuuudzi! - specjalnie przeciągnęła ostatnie słowo. - Mogę wejść?
- Za pół godziny! Albo wiem! Jak teraz dasz mi spokój, to wyjdę za kwadrans!
- A co to znaczy za kwadrans?
- Za 15 min, a teraz już idź, bo mi przeszkadzasz.
-... No dobraaaa. - i poszła. Zaczęłam się uczyć. Kiedy spojrzałam na zegarek, była 15.30. To dziwne, nie przyszła mnie prosić, żebym wyszła? Czym prędzej zeszłam na dół i mnie zamurowało... Właśnie zobaczyłam jak moja siostra bawi się z... ty, no właśnie, KTO TO JEST?!
- Onee-chan! Jak ty ślicznie wyglądasz! - zakrzyknęła i podbiegła do mnie.
- Emi-chan, kto to jest? - zapytałam się i spojrzałam ukradkiem na chłopaka przyglądającego mi się uważnie i z lekkim rozbawieniem. Kurde, chyba zdaje się, że buraka strzeliłam.
- Przecież to Taii-chan! - że kto?
- Komatsuzaki Taizo, my się jeszcze nie znamy. Otóż jestem twoim dalekim kuzynem, którego nie miałaś okazji poznać, ponieważ bodajże nie było cię na zjeździe rodzinnym. Nikt cię nie powiadomił, że przyjeżdżam? Myślałem, że wiesz, skoro się tak... inaczej ubrałaś. - nie no! Zaraz spalę się ze wstydu!
- T-to nie jest...! Przebrałam się tak dla Emi-chan! I nie, nikt mnie nie powiadomił o twoim przyjeździe... - mam ochotę zemdleć.
- Widzę, że przybyłem w nieodpowiednim czasie. - wstał i podszedł do mnie bliżej, z sekundy na sekundę coraz bardziej robię się czerwona, wyglądam jak dojrzały pomidor! Co za wstyd! ..Teraz mogłam bardziej dostrzec jego metalowe oczy. Miał granatowe włosy rozwiane we wszystkie strony. Czerwoną, pogniecioną koszulę w kratkę z podwiniętymi rękawami, która była rozpięta i wystawał biały podkoszulek. Spodnie zwykłe, jeansowe, poprzecierane w niektórych miejscach.
- M-może ja się pójdę przebrać? Tak! Emi-chan, zaprowadź Taizo'ego do kuchni i poczekajcie na mnie! - pobiegłam do pokoju, szybko założyłam coś normalnego, zdjęłam kokardkę i rozplątałam warkoczyki. Wróciłam na dół i weszłam do kuchni. Taizo siedział przy stole, a Emi-chan sięgała po coś do szafki.
- No mogłaś zostawić chociaż te warkoczyki i kokardkę.- powiedział z udawanym oburzeniem. Taa, chciałbyś!
- Albo w ogóle się nie przebierać! - dodała Emi-chan. Lepiej ty się już nie odzywaj, mała!
- Emi-chan, co robisz? - spytałam się wciąż po coś sięgającej Emiko.
- Chcę poczęstować Taii-chana ciasteczkami!
- Nie ma ciasteczek, bo zaraz zrobię obiad. Mama i tata są u znajomych. Pewnie jesteś głodny, co? - podeszłam do kuchenki, żeby nastawić wodę.
- Jak wilk! - odparł. - I zaraz zjem tą tu małą dziewczynkę! - zaczął się ganiać z Emi-chan po kuchni. Przez jakiś czas śledziłam ich wzrokiem i oparłam się rękami o blat kuchni. Hmmm, moja ręka dotyka czegoś, co chyba nie jest blatem... Kartka? Wzięłam ją do ręki i przeczytałam po cichu:



Droga Yumiko!
Dzisiaj przyjedzie do nas kuzyn, niestety nie wiemy o której.
Nazywa się Komatsuzaki Taizo.
Zostanie u nas na 5 dni.
Bądźcie dla siebie mili.
Przyjedziemy z tatą dopiero jutro rano.
Jeśli będziecie czegoś potrzebować, to pieniądze są w barku.

                                                    
                                                                                        Mama i Tata



Zrobiłam <face palm> i zawołałam ich.
- Przed chwilą się dowiedziałam, że mama i tata nocują u znajomych i będą dopiero rano. - niezły mam zapłon...
- Nieee!!! - Emi-chan już zaczęła płakać, ale Taizo zaczął ją pocieszać. O dziwo, udało mu się. Jak on to zrobił? Mnie się to udaje po 10 min, a w najgorszym wypadku przekupuję ją słodyczami.
- Widzę, że masz rękę do dzieci.
- To nic takiego. Też mam młodsze rodzeństwo, tylko że razy 3.
- Serio? Ja nie mogłabym sobie wyobrazić 3 takich potworków. Ona już sprawia dużo kłopotów, jak jest jedna. Jak ty z nimi wytrzymujesz?
- Szczerze, to sam się zastanawiam... Chyba faktycznie mam talent wychowawczy. - roześmialiśmy się, a Emiko gapiła się na nas jak na idiotów.
- Dobra, to na obiad będzie Soba, smażona z kurczakiem i warzywami. Niestety nie mamy wszystkich składników. Dobrze, że rodzice zostawili nam pieniądze. To ja skoczę do sklepu, a jak woda się będzie gotować to ją wyłącz, ok?
- Tak jest, sir! - powiedział i mi zasalutował.
- Łiii! Będzie Soba! - ucieszona siostra zaczęła skakać po kuchni.
- Miej na nią oko. Zaraz będę. - Ubrałam buty, wzięłam pieniądze i wyszłam z domu. Udałam się do najbliższego sklepu, kupiłam to, co potrzebne, jednak nie mieli jednego składnika, super. Trzeba będzie iść do następnego sklepu, a on był trochę dalej, świetnie. Coraz bardziej narażam się, że mój kuzyn z siostrą wysadzą dom. Przyspieszyłam kroku. Wtem poczułam coś dziwnego, takie jakby wibracje w powietrzu. Przystanęłam, obejrzałam się. Ludzie też to chyba wyczuli. Zobaczyłam kłębiący się dym w oddali. Czy coś się pali? Nie. Ten dym się zbliża. To znaczy, Coś się zbliża, bo zauważyłam, że po drodze niszczy wszystkie budynki. Byłam przerażona, adrenalina pulsowała mi w żyłach. Nastała panika. Wszyscy zaczęli uciekać, ale ja nie mogłam się ruszyć. Moje własne nogi odmówiły mi posłuszeństwa... I wtedy zobaczyłam to Coś. Wyglądał jak wielki dinozaur, tylko że miał białą maskę zamiast twarzy i zdaje się, że dziurę na środku klatki piersiowej... Ryknął przeciągle i ruszył w moim kierunku... Ratunku!!!
 
***

czwartek, 19 lipca 2012

Rozdział III


Ta notka jest chyba najdłuższa ze wszystkich ;) Nareszcie ją skończyłam, co nie było łatwe.  Mam do was pytanie, czy chcecie, żeby Yumiko miała rodzeństwo? To będzie bardzo istotne w następnej notce. Odpowiedzi piszcie w komentarzach.
 ____________________________

Przed chwilą zadzwonił dzwonek. Wszyscy już są w swoich klasach. Stanęłam przed drzwiami, za którymi chwilę wcześniej zamknęły się Orihime i Tatsuki. Zawahałam się, ale trwało to chwilę. Westchnęłam i w końcu weszłam. Rozejrzałam się i nagle sobie zdałam sprawę, że nie wiem gdzie mam usiąść. Jakoś wcześniej się nad tym nie zastanawiałam.
- Nakajima-san! - zawołała, jak się domyśliłam Orihime, z drugiego końca klasy. Poszłam w jej stronę. Gdy przechodziłam przez klasę, słyszałam szepty : „Znasz ją?”, „Pewnie nowa”, „Dziwne ma oczy” itp. Niezbyt mnie to ucieszyło. Nie dziwie się im, że tak o mnie pomyśleli. Sama uważałam, że moje tęczówki są nienaturalne. Urodziłam się z nimi. Jedynie soczewki mogłyby zneutralizować ich kolor. Nawet próbowałam, ale nie za dobrze to wspominam. Wtedy myślałam, że „To świetny pomysł! Ludzie nie będą się tak na mnie gapić gdy będę przechodziła obok nich!”. Ciągle je gubiłam i nie mogłam założyć ani zdjąć. Mocno wtedy „męczyłam” swoje oczy, bo często łzawiły. Dodatkowo te soczewki nie były takie tanie. Musiałam oszczędzać kieszonkowe, żeby je kupić. Któregoś dnia po prostu z nich zrezygnowałam; Gdy byłam już przy Orihime, zaproponowała mi, bym usiadła za nią.
- Dzięki. - powiedziałam i usiadłam we wskazanej ławce. Rozłożyłam swoje rzeczy, a Orihime jeszcze mówiła o tym, jak się cieszy, że mnie poznała i że jestem w jej klasie.

Myśli Inoue
Ona naprawdę jest bardzo fajną osobą, tylko trochę nieśmiałą. Mam nadzieję, że każdy ją polubi i zostaniemy przyjaciółkami. Ale ciekawi mnie także, dlaczego tak nagle pojawiła się w szkole...

- Miło, że tak mówisz. - powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko. W tym momencie otworzyły się drzwi i weszło trzech chłopaków. Jeden z nich był tym chłopakiem o pomarańczowych włosach. Otworzyłam szeroko oczy. To on chodzi do tej klasy?!
- Ohayo! Kurosaki-kun! - zawołała ruda dziewczyna.
- Yo, Inoue. - odpowiedział i zasiadł w swojej ławce. Tych dwóch chłopaków też usiadło w swoich. Mój wzrok na chwilę w nim utknął.
- Nakajima-san, poznałaś już Kurosakiego Ichigo? - spytała się, podekscytowana Orihime.
- Nie za bardzo. Wpadłam na niego przez przypadek, gdy biegłam do szkoły i później szliśmy razem . . . Nie przedstawił mi się. - odpowiedziałam. Drzwi od sali znowu się otworzyły i tym razem weszła nauczycielka. Położyła swoją torbę na biurku i stanęła tyłem do tablicy.
- Uciszcie się! Chciałabym, żebyście poznali nową uczennicę, która będzie uczęszczać od dzisiaj z wami na lekcję. - automatycznie wstałam i podeszłam do nauczycielki.
- Nazywam się Nakajima Yumiko, miło mi was poznać. - powiedziałam i się schyliłam. W tym samym czasie wychowawczyni napisała na tablicy moje imię i nazwisko. Spojrzałam przypadkiem (tak, jasne ;b ) w stronę gdzie siedział Ichigo. Cały czas dziwnie na mnie patrzał. „Czuję się jakbym była dosłownie przebijana wzrokiem przez te wszystkie pary oczu. Niech ta nauczycielka powie w końcu że mam usiąść!”. Jak sobie życzyłam, tak się stało.
- Yumiko, usiądź i zacznijmy lekcję. Otwórzcie wasze podręczniki na stronie 56... - poszłam do swojej ławki, a wszyscy odprowadzili mnie wzrokiem i chwilę jeszcze się pogapili, by w końcu otworzyć podręcznik. Ja też go otworzyłam i dalej to już była tylko nudna lekcja historii. Ichigo spoglądał czasami w moją stronę, gdy spisywał notatki od Orihime. Dziwnie się z tym czułam, chociaż pewnie powinnam się już przyzwyczaić do wzroku ludzi.

Myśli Marchewki
Nowa i do tego w mojej klasie. Czy może to mieć jakiś związek? Ona z pewnością nie jest zwykłą osobą. Pewnie nie w 100%, ale założę się, że ma ukryte moce o których jest świadoma, albo nie.

Pierwszy dzień, pierwsza lekcja, a ja w życiu się tak nie wynudziłam. Na szczęście dzwonek. Już miałam wychodzić z klasy za Orihime i Arisawą, gdy zaczepiło mnie kilku chłopaków.
- Y-yumiko-san! C-czy zechciałabyś może, żebyśmy cię oprowadzili po szkole?
- Wybaczcie, ale właśnie miały to zrobić Inoue i Tatsuki. - odpowiedziałam, nieco zakłopotana i szybko dogoniłam dziewczyny.
- Wspaniała... - powiedzieli, rozmarzeni z uśmiechem na ustach.
- Ej! Blokujecie wyjście! - zakrzyknął wkurzony Ichigo, próbując wyjść z klasy.
- G-gomenasai! - powiedział jeden z nich i szybko wszyscy się usunęli.
- Uhh, tyle zamieszania z powodu tej nowej. - powiedział z poirytowaniem. Za nim wyszło kilka plotkujących dziewczyn.
- Widziałyście tą nową? Jakie ona ma ładne oczy! - powiedziała jedna z nich.
- Jej włosy też niczego sobie. Muszę się jej spytać, co robi, żeby mieć taką gładką cerę!
- Ja też!(...) - Gdy poszły Mizuiro podszedł do Kurosakiego.
- Nie wina Yumiko-san, że jest przez wszystkich lubiana, Ichigo.- Nagle stanął obok nich Keigo.
- Ahh, jaka Nakajima-san jest ładna! - stwierdził - Nie dziwie się Ichigo, że mu się podoba! No sam przyznaj! Lubisz Nakajime-san, nie, nie? - nim Asano zdążył coś powiedzieć dostał prawego sierpowego w twarz. Ichigo wraz z Kojimą (w końcu) poszli na przerwę, zostawiając Keigo na podłodze (again ;p). 

*** 


- Zastanawiam się, co napadło tych chłopaków wtedy przed klasą... - powiedziałam z zamyśleniem.
- Po prostu wszyscy cię lubią, nie ma się co martwić. To raczej zadziwiające, że już w pierwszym twoim dniu w szkole jesteś popularna. - odpowiedziała Tatsuki.
- A-ale co ja takiego zrobiłam, że wszyscy mnie tak lubią? Przecież tylko się przedstawiłam.
- Może wyglądasz na miłą osobę i każdy chce się z tobą zaprzyjaźnić? - powiedziała wesoło Inoue.
- Naprawdę tak myślisz? - spytałam.
- Hai! - powiedziała uśmiechając się przyjaźnie. Też na mojej twarzy zawitał uśmiech.
- To może teraz pokażemy ci bibliotekę? - zaproponowała Arisawa.
- Tak! Nakajima-san, chodźmy do biblioteki! - powtórzyła, ucieszona Orihime. Skierowałyśmy się w stronę schodów, gdy po nich zszedł Ichigo i dwoje jego kolegów. Jeden z nich podszedł do nas.
- My się jeszcze nie znamy, jestem Kojima Mizuiro.
- A ja Asano Keigo! - zawołał, stając obok niego.
- Miło mi was poznać. - powiedziałam i uśmiechnęłam się. Marchewa stanął z tyłu.
- A ty jesteś Kurosaki Ichigo, prawda? - podeszłam do niego.
- Tak... Wybacz, że nie przedstawiłem się wcześniej. - bąknął.
- Nie, nic nie szkodzi.
- Yumiko-san, chodźmy już bo zaraz będzie lekcja. - powiedziała Tatsuki.
- Hai. - odpowiedziałam i poszłyśmy zostawiając chłopaków.
- Więc miałem racje! Ichigo podoba się Nakajima-san! Czy to nie piękne? Już ich razem widzę w łódce na jeziorze! Byłby piękny zachód słońca i różowe niebo. Ona w czerwonej sukni, a on w garniturze z muszką . . . - rozmarzył się Keigo.
- Mam ci znowu przypierniczyć?!
- Aaaaaa! Ichigo chce mnie znowu pobić!! - wykrzyczał uciekając z płaczem.
- Ja już nie mam na niego siły... - powiedział Marchewek z zażenowaniem.
- Przecież znasz Keiga. On zawsze... - odparł Mizuiro, ale nie dokończył, bo przerwał mu dzwonek. Kolejną lekcją była matematyka. Nie była tak nudna, jak historia. Między innymi dlatego, że zostałam wybrana do tablicy, a ja jestem beznadziejna z matmy, więc stałam i stałam nic nie pisząc, kiedy słyszę, że ktoś mi podpowiada. Odwróciłam głowę i zobaczyłam, że to ten sam chłopak który wcześniej chciał mnie oprowadzić po szkole. Odeszłam jeden krok od tablicy, żeby go lepiej słyszeć. Gdy dokładnie wysłuchałam, co mówi, szepnęłam „Dzięki” i napisałam to. Wyraźnie się ucieszył kiedy mu podziękowałam. Kiedy nauczyciel zobaczył co napisałam, pogratulował mi i kazał usiąść. Reszta lekcji minęła na rozwiązywaniu jakichś mega-trudnych zadań, których kompletnie nie rozumiałam. Na przerwie dokończyłam zwiedzać szkołę z dziewczynami. W międzyczasie poznałam jeszcze Chado i Ishidę. Nadszedł czas na lunch. Każdy wyszedł ze szkoły, by zjeść posiłek na świeżym powietrzu. Niebo było prawie bezchmurne, jedynie jakaś pojedyncza chmurka, która została opuszczona przez swoich braci. Wszystkie trzy usiadłyśmy pod drzewem z paroma innymi ludźmi o tej samej płci. A mogłam zjeść sama...
- Chcecie spróbować mojego ciasta ze słodkiego dżemu z fasolki? To jest naprawdę przepyszne! - zaproponowała Orihime.
- Ja podziękuję. - szybko odpowiedziałam – Mam kanapki. Poza tym nie chcę ci niczego zjadać.
- Ohh, Hime, jaka ty jesteś słodka! - krzyknęła jedna z dziewczyn i rzuciła się na Inoue, łapiąc ją w pasie. Tatsuki palnęła ją w głowę, przez co ta ją puściła.
- Co ty sobie wyobrażasz Chizuru?! - wrzasnęła Arisawa.
- Nic nie stanie pomiędzy mną a Hime, nawet ty! - odpowiedziała z twarzą w ziemi.
- Chciałabyś! - rzuciła Arisawa, kopiąc ją nogą. Przeczuwałam, że prędzej czy później wszystkie dziewczyny obsypią mnie najróżniejszymi pytaniami. Nie myliłam się.
- Ne, ne, Nakajima-san, co cię sprowadza do Karakury?
- No właśnie. Dlaczego dopiero teraz przyszłaś do szkoły?
- Z powodu przeprowadzki.
- Podoba ci się jakiś chłopak z naszego liceum?
- Raczej nie.
- Powiedz, co robisz, żeby mieć taką gładką skórę!
- Nic takiego, po prostu używam kremu nivea.
- Ohh! - powiedziały i każda wyjęła notes i zaczęła w nim pisać.
- Może stosujesz jakieś specjalne olejki? Szampony?
- Nie. - wszystkie zaczęły znowu coś pisać.
- Czy używasz kropli do oczu?
- Nie.
- Dobra, skończcie już ten wywiad. - odezwała się Tatsuki, kończąc z Chizuru.
- Prawdę mówiąc, chciałabym w końcu zjeść swój lunch... - powiedziałam, czując głód. Te płatki z rana niestety nie wystarczyły. Odwinęłam sreberko od kanapek i wzięłam pierwszy kęs. Dziewczyny znowu zaczęły coś notować. Westchnęłam i popatrzyłam na zegarek, za 5 minut dzwonek. Szybko wciągnęłam całą bułkę. Orihime jeszcze kończyła jeść swoje wymyślone danie, dziewczyny też jeszcze nie skończyły. Poczekałam na nie i całą gromadą ruszyłyśmy do klasy. Reszta lekcji minęła dosyć szybko.
- Kurosaki-kun, Ishida-kun, Sado-kun, odprowadzimy Nakajimę-san do domu? - zaproponowała Orihime, gdy wszyscy wyszli przed szkołę.
- N-nie! Nie kłopoczcie się tak! Wcale nie musicie mnie odprowadzać, jeśli nie chcecie. - odparłam z zakłopotaniem.
- Nie ma problemu. - powiedział Chado.
- Ja niestety nie mogę. Do następnego razu! - rzucił Ishida, biegnąc w swoją stronę.
- Ishida-kun zawsze ma jakieś inne plany. Czy nie lepiej wracać z przyjaciółmi? - żachnęła się Hime.
- Chodźmy już. - pospieszył nas Ichigo. Szliśmy w równym tempie, czasami rozmawiając. Po jakimś czasie wreszcie dotarliśmy pod mój dom.
- Tu mieszkasz? - spytał Ichigo. - To nie daleko mnie.
- To świetnie że Nakajima-san mieszka tak blisko Kurosakiego-kun! Będziemy mogli chodzić razem do szkoły i się odprowadzać! - zawołała, uradowana dziewczyna ze spinkami.
- To super pomyśł, Orihime. Dzięki, że mnie odprowadziliście. Do jutra! - krzyknęłam do nich i szybko weszłam do domu.

***

piątek, 13 lipca 2012

Rysunki

Yumiko wersja tabletowa. Wykonawca: Mua~
To jest praca Alexsandory. Yumi-lolita ;3
Hue hue hue, podrasowałam trochę ją :D

Pierwszy rysunek przedstawia Nakajime Yumiko, tak ją sobie wyobrażam ;) Drugi, mniej widoczny, to to są jej bransoletki.  Jest na nich napis Shirokitsune ale po japońsku. Szczerze, to myślałam że wyjdzie mi gorzej ;/ 

wtorek, 10 lipca 2012

Rozdział II

...Płatki wiśni pięknie opadają na ziemię w świetle rannego słońca, aż nacieszyć się nie mogę tym widokiem. Choć wyraz twarzy miałam obojętny, w duchu uśmiechałam się od ucha do ucha. Gdyby ktoś był bardzo spostrzegawczy, zobaczyłby cień uśmiechu na moich ustach i błyski w oczach. Na chwilę spojrzałam ukradkiem w jego stronę. Miał jedną rękę w kieszeni, drugą trzymał torbę przewieszoną przez ramię. Wzrok miał zwrócony ku ziemi. Wydawał się o czymś intensywnie myśleć. Albo po prostu mi się wydaje. Zastanawiam się, czy jego włosy już były tego koloru, czy je najzwyczajniej pofarbował. Świetnie kontrastują z jego dużymi, brązowymi oczami... Zaraz, co? Wróć. Ja myślę o jego włosach i oczach? Czy to się właśnie robi, gdy wpada się na nieznajomego chłopaka? Dobrze, że jeszcze nie palnęłam żadnego głupstwa przy nim. Odwróciłam wzrok. I tak szliśmy w milczeniu. Zauważyłam kątem oka, że on też czasami się mi przygląda. Może spróbuję szczęścia i zagadam, bo ta cisza jest trochę niezręczna, jak dla mnie.
- W Karakurze ładnie jest na wiosnę. Mam szczęście, że przeprowadziłam się tutaj akurat w tej porze roku.
- Huh? Przeprowadziłaś się? - odpowiedział, trochę zdziwiony.


Myśli Ichigo
Zastanawiałem się, czy może być shinigami, ale to zwykła przeprowadzka do Karakury. A to, że ma trochę wyższe reatsu niż przeciętny człowiek, to może być przypadek. Tak czy inaczej nie wydaje mi się, żeby kłamała.

- No, tak. Z sąsiedniego miasta.
- Aaaa, to dlatego widzę cię pierwszy raz.
Przez chwilę nic nie mówiliśmy. Odwrócił do mnie głowę.
- Dlaczego się tutaj przeprowadziłaś?
Westchnęłam.
- Tata sprzedał dom po mojej zmarłej babci, żeby kupić „lepsze” mieszkanie.
Powiedziałam to głosem jakby przybitym. Pewnie to wyczuł.
- Współczuję ci. - znów zwrócił wzrok ku ziemi. - Pewnie musiało być ci ciężko po jej śmierci.
- Nie przejmuj się. Zdążyło mi już przejść. - uśmiechnęłam się blado.
 Później nikt z nas już nic nie powiedział, aż dotarliśmy pod szkołę.
- I – chi - goooooo!! - zawołał jakiś chłopak pędząc w naszą stronę. Za nim szedł inny chłopak. Wyglądał na bardziej spokojnego. W tym momencie Marchewka (takie skromne przezwisko x3 przyp. aut.) wyciągną rękę tak, że ten chłopak uderzył o nią i padł na ziemię.
- Oss, Keigo. Oss, Mizuiro. - powiedział.
- Ohayo, Ichigo. - odpowiedział spokojniejszy chłopak. Tamten zerwał się na nogi i płacząc powiedział:
- Jak mogłeś Ichigooo? Ja tu się z tobą chcę przywitać, a ty co robisz? Masz natychmiast mnie przeprosić! Poza tym jestem twoim przyjacielem! Przyjaciół się tak nie traktuje! Na terenie szkoły powinno się zakazać przemocy!
- Daj już spokój Keigo...
- Nie dam spokoju! Jestem twoim przyjacielem, nie?! Powinieneś bardziej szanować naszą przyjaźń! I ...
Przyglądałam się temu przez chwilę w zdziwieniu. Stwierdziłam, że lepiej im nie przeszkadzać i po prostu sobie poszłam. Pewnie Ichigo, jak nazwał go tak jego kolega, nawet tego nie zauważył. Tylko teraz muszę znaleźć moją klasę... 
 <Wracając do Ichigo>
 (…)

- Przymknij się już! ... Huh? Gdzie jest ta dziewczyna?
- Jaka dziewczyna, Ichigo? Wyobrażasz sobie dziewczyny? Ciekawe w jakich są strojach! - odpowiedział Keigo, chichocząc.
- Mówiłem, żebyś się przymknął! Była ze mną taka dziewczyna, na którą wpadłem przypadkiem. Pewnie sobie poszła.
- A jak wyglądała? - spytał Mizurio.
- Hmmm... Chyba miała brązowe włosy i bardzo jasne oczy.
- A tak. Widziałem ją gdy szła obok ciebie. Przyglądała się wam przez chwilę a potem poszła. Wiesz jak się nazywa?
- Nie wiem. Nie przedstawiła się. Ja zresztą jej też.
- Ichigo, powinieneś jej poszukać! Może to będzie twoja pierwsza miłość? Tak, Ichigo! Podążaj za miłością! Niech cie prowadzi potęga miłości! Niech nad wami iskrzy... - powiedział Keigo, ale nie dokończył, ponieważ Ichigo walną go w banię. Odleciał na kilka metrów ze stróżką krwi z nosa.
- Ichigo, choćmy już na lekcje. - powiedział Mizurio.
- Dobra.
I poszli zostawiając Keigo samego.
- Niewdzięcznicy... - szepnął mając spirale w oczach, krwotok z nosa i nadal leżąc.
***

Kurde, ile tu jest tych klas? Nie mogę znaleźć swojej klasy. Odnoszę wrażenie, jakby każdy mi się przyglądał. To nie pomaga. Najgorsze, że na drzwiach do klas nic nie jest napisane. Żadnej etykietki. Będę musiała się kogoś spytać. Stanie przy ścianie w kącie nic nie da. Czuję się jeszcze gorzej, niż jak wpadłam na tego chłopaka. No właśnie! Jaka ja jestem głupia! Mogłam przecież go spytać! A teraz nie wiem nawet gdzie on jest. Świetny pierwszy dzień w szkole, ehhh.
- Hej, może potrzebujesz pomocy? Wyglądasz na zakłopotaną. - niespodziewanie spytała się mnie jakaś dziewczyna. Miała długie, rude włosy, podobne kolorem do tego chłopaka, tylko że trochę ciemniejsze. Szare oczy i niebieskie spinki w kształcie kwiatów we włosach. Obok niej stała dziewczyna o granatowych, ściętych na chłopaka włosach i czarnych oczach.
- J-ja? Ummm, no właściwie to tak, nie mogę znaleźć swojej klasy. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się. Też się uśmiechnęła.
- Ok, pomożemy ci, tylko powiedz w jakiej jesteś klasie. - powiedziała dziewczyna obok niej.
- Tak mi się wydaje, że 1-3. - powiedziałam, zastanawiając się.
- Oh! To wspaniale! Jesteś z nami w klasie! - zakrzyknęła wesoło dziewczyna ze spinkami.
- Dobra to chodźmy, ale najpierw może się poznajmy. Jestem Arisawa Tatsuki a to jest Inoue Orihime.
- Miło mi cię poznać – powiedziała Orihime z uśmiechem.
- Ja się nazywam Nakajima Yumiko. Mi też miło jest was poznać. - powiedziałam i schyliłam głowę.
- Pospieszmy się, bo za chwilę jest dzwonek. - powiedziała Tatsuki i szybkim krokiem poszła w stronę jednej z klas, ciągnąc za sobą Orihime.
- Tatsuki! Potrafię iść sama! - krzyknęła Orihime, lecz Tatsuki nadal ją ciągnęła. Wyglądało to dość komicznie więc zaśmiałam się pod nosem i pobiegłam za nimi. W tej szkole w sumie nie jest aż tak źle. 
______________________
 
No, w końcu ją dodałam ;D Jest trochę dłuższa od poprzedniej, przynajmniej tak mi się wydaje xq Mam nadzieję że się spodoba =)