środa, 31 lipca 2013

Rozdział IX

Siemka ^^ Kolejny rozdzialik ;D 
_______________________________________________
- Co się tam działo na górze? - zdziwił się tata. Nie wiedziałam, że aż tak będzie słychać mój śmiech...
- A nic takiego! Etto... No bo Taizo..ee... opowiedział mi strasznie śmieszny kawał! Tak! Bardzo śmieszny! Haha! - zaczęłam improwizować, ale chyba to kupią...
- No proszę! Skoro był taki śmieszny, to też bym się pośmiał. - cholera! - Opowiesz go nam? - przecież nie mogę im powiedzieć, że zapomniałam. Pozostaje znowu grać na zwłokę...
- Yh.. bo..ten...e.. ¹był taki jeden co trafił na loterii numerki... 2 i 9. On się bardzo ucieszył i odebrał nagrodę, a gdy w domu ją rozpakował, okazało się, że wygrał kawałek mięsa! - nastała cisza. - Śmieszne nie? Hahahaha!
- Śmiejcie się. – tata „potajemnie” powiedział do mamy i Emi-chan. - Haha, faktycznie, bardzo śmieszne! Ale ten Taizo ma poczucie humoru!
- Hahaha racja, racja! Pewnie po ²Meijim-san! - Mama ma strasznie sztuczny śmiech, gdy nie śmieje się naprawdę...
- Nie rozumiem... Ale i tak to jest śmieszne! Hihihaa! - Emiko, jesteś taka urocza...
- Dziękuję za posiłek! - wystraszyłam się i uciekłam do kuchni. - Ee? Yumiko?
- K-k-kto t-to? - wychyliłam głowę. - Taizo?! - jak on mógł tak szybko zjeść to wszystko i bezszelestnie zejść na dół?! Przestałam się już bać, ale za to bulwersowała we mnie złość. - Taizooo! - podeszłam do niego powolnymi, ciężkimi krokami. - Więcej tego nie rób!!! - palnęłam go w głowę.
- Itetete. Gomenasai! Gomenasai! Gomenasai! - spojrzał na mnie wielkimi oczami... Ty, czekaj. Zupełnie tak jak Emi-chan!
<Przenieśmy się teraz do tej pory dnia, której Yumiko zazwyczaj siedzi w swoim pokoju>
- A więc! - zakrzyknęła Emi. - To są podstawowe rzeczy, które musisz wiedzieć o Tajnikach Robieniu Wielkich Oczu! - pokazała wskaźnikiem na małą tablicę.
- Ym! - potaknął Taizo, siedząc po turecku.
- Czeka cię jeszcze wiele nauki, ale nie martw się! Powoli dążysz do tego, by być mistrzem! Takim, jak ja! Ohohohohoho! A teraz pokaż mi, to, czego się nauczyłeś od początku twojego przyjazdu do nas! - Emi-chan usiadła naprzeciw kuzyna. - Co robisz najpierw?!
- Hai! Wyciągam dyskretnie krople do oczu i gdy ofiara nie patrzy, używam ich! - Taizo wyjął małą małą buteleczkę, obrócił się do tyłu i wkropił po jednej.
- Co dalej?!
- Symuluję płacz i szlocham! - może ominiemy ten punkt...
- Następnie?!
- Przybliżam twarz do ofiary i robię Wielkie Oczy! - jak powiedział, tak się stało.
- K-kawaii! J-jesteś gotowy. - rzekła z zauroczeniem. - I nie zapominaj, że możesz jeszcze dodać drżący podbródek!
- Oczywiście! - Taizo wrócił do normalności i przetarł ręką sztuczne łzy.
<Wracamy>
- T-taizo?! Co ci się stało w oczy? - na pewno maczał w tym ten mały potwór!
- G-gomenasai! Nie chciałem cię przestraszyć. wybaczysz mi? - gdy na niego patrzę... KAWAII!!! N-nie mogę się oprzeć!
- Wybaczam! Wybaczam! Tylko błagam! Przestań! - zakryłam ręką twarz (chyba łatwo się domyślić, jakiego miałam ją koloru).
- Dobrze! - ucieszył się kuzyn. - To ja idę pozmywać. - wziął swoje półmiski. - Gdy skończę, wezmę również wasze.
- Ależ nie musisz! - mama lubi zmywać.
- Obiecałem, że przez miesiąc będę mył naczynia, ale nie tylko w moim domu.
- Czyli, że będziesz przez ten tydzień mył nasze naczynia? - nie dało się ukryć, że tata był zadowolony tą sytuacją. - Skoro mama ma teraz wolny wieczór, to może gdzieś wyskoczymy?
- No dobrze... - biedna mama. - To chodźmy, Emi-chan, Yumi-chan.
- Ja nie mogę, boo... mam sporo kartkówek w najbliższych dniach. - nie lubię naszych „wypadów na miasto”. Zawsze kończy się tym, że rodzicie się o coś pokłócą. Czy to w kręgielni sklepie, aucie, a nawet na chodniku. Bo tata jest trochę niedojrzały i mama zawsze stara się go wrócić na ziemię.
- To się ucz, a my spędzimy cudowny wieczór. - nieudana próba taty przekonania mnie do wyjścia.
- Bawcie się dobrze. - pokazałam im palcami „pokój” i poszłam do siebie. Tata udał rozczarowanie na twarzy i wyszli ze skaczącą (z radości) Emiko. A tak naprawdę, to nie mam żadnych kartkówek. Dlatego nie wiem, co ze sobą zrobić... Może... może mogłabym pomóc kuzynowi w myciu tych naczyń? No pewnie! Będzie miał mniej roboty i szybciej się z tym uwiniemy razem. Dlatego zeszłam z powrotem na dół. Zastałam go mocno skupionego na swoim zadaniu. Haha! Wiem! Zaskoczę go tak samo, jak on zaskoczył mnie! Bo jak się mówi: Oko za oko i ząb za ząb!
- Heej Taizo! - dla lepszego efektu położyłam mu jeszcze rękę na ramieniu.
- Co jest? - odwrócił głowę ze zdziwieniem. - Mogłabyś tak nie krzyczeć? - n-nie przestraszył się?! A to ci dopiero!
- Aaa nic takiego. - czy jestem zażenowana sytuacją? Oo tak i to bardzo. - Widzisz, chciałam ci pomóc przy zmywaniu naczyń...
- Dzięki, to umyj pozostałe, a ja sobie odsapnę. - Moja mina = Are you f**king kidding me?! - Żartowałem, żartowałem. Hehe. Umyjesz połowę, ok?
- Dobra, niech będzie. - I zaczęło się wielkie mycie. Było sporo piany. Taizo dla zabawy wziął w ręce pianę i dmuchnął we mnie, po czym powiedział, że mi ładnie z pianą we włosach i rumieńcami na twarzy. Ja mu się odwdzięczyłam tym samym. Bawiliśmy się jak dzieci. Zrobiło się ślisko na podłodze, a ja zrobiłam sporo piany, by pacnąć mu później w twarz. Tak więc kiedy ją dyskretnie zgarnęłam w lewą rękę, zamachnęłam się i trafiłam w jego twarz, ale zamach był zbyt gwałtowny i poślizgnęłam się. W ostatnim momencie chwyciłam się ręki Taizo'a. Także wyglebaliśmy się razem. Najgorsza była pozycja, w której leżeliśmy. Kuzyn był na mnie plackiem i to tego byliśmy mokrzy. Taa. Fart za fartem, no nie? Gdy spojrzałam w dół, zobaczyłam swój stanik... Ooo nie, nie, nie! Durna biała bluzka z materiału! Taizo miał jeszcze głowę na moim ramieniu.
- Itetetete... - stęknął. Chwyciłam jego głowę i przycisnęłam do ramienia. - Y-yumiko?! Co jest?!
- Proszę! Nie podnoś się!
- Dlaczego?!
- Bo...bo..nie mogę ci powiedzieć!
- Świetnie... Nie wygłupiaj się! Serio chcę wstać! Mam twarz w pianie i to nie jest komfortowe tak na tobie leżeć!
- A myślisz, że mi się to podoba?! Słuchaj, mam pomysł. Ale nie możesz oderwać głowy od mojego ramienia. Spróbuj się podnieść i wziąć mnie jednocześnie. Będę się trzymała twojej szyi.
- Dobra. - zarzuciłam mu swoje ręce na szyję i nogi wokół bioder. Powoli podnosiliśmy się z podłogi. Kiedy on już wstał to chwycił mnie za nogi, bo zjeżdżałam (ta, macie racje, miałam spódniczkę x.x ). - Co teraz?
- Postaw mnie, ale jeszcze cię nie puszczę. - Wyciągnęłam lewą rękę, wzięłam suchą szmatkę i położyłam mu ją na twarzy. - I tak masz zostać, do puki ci nie powiem.
- Ale po co to wszystko? - puściłam go, a on już zaczął zsuwać tą ścierkę.
- Mówiłam ci! Nie zdejmuj jej, proszę! Zdejmiesz ją wtedy, kiedy usłyszysz trzaśnięci drzwi, zgoda?
- Uhh, no ok! Niech ci będzie. - patrzyłam na niego jeszcze pewien czas i w końcu pobiegłam. Kiedy przebiegałam przez korytarz trochę ze mnie kapnęło wody. Wbiegłam do łazienki i zatrzasnęłam drzwi. Rozebrałam się, powiesiłam ubrania na suszarce. Zaczęłam się wycierać ręcznikiem. Kurde, nie mam tu żadnych ubrań. Zawinęłam się w ręcznik i wystawiłam głowę za drzwi. Pusto. Teraz biegiem po schodach. Uhuu, czemu weszłam do tej łazienki na dole...
- Yumiko? - Ksuuu! Zauważył mnie!
- Z-zaraz do ciebie zejdę. - I z prędkością światła wbiegłam na górę do pokoju. Wrzuciłam na siebie jakieś pierwsze lepsze ciuchy (ciemną długą bluzkę na ramiączka i spodnie do kolan) i zbiegłam na dół.
- Już jesteeem! - po drodze wzięłam mopa. Zabrałam się do wycierania podłogi. Kuzyn nic nie mówił, tylko cały czas świdrował mnie wzrokiem. - O-o co chodzi?
- A nic takiego. Tylko zobacz... - wziął do ręki tą samą ścierę, co mu walnęłam na twarz i... w którymś miejscu przeszył ją palcem. TA ŚCIERA MIAŁA DZIURĘ?! - Ahahahaha! Szkoda, że nie widzisz swojej miny! A w ogóle to ona też prześwituje, wiesz? - przybliżył ją do siebie. - Widzę cię przez nią! - i tak w ogóle to co znaczyło to TEŻ?! - No co? Ale przyznam, że w mokrym ci do twarzy...
- K-KOROSU! - z mordem w oczach zaczęłam się powoli do niego zbliżać.
- Proszę, wybacz mi! - znowu zrobił wielkie oczy! Shimatta! - Ale serio ładnie wyglądałaś!
- W-w-wiesz co? Mam dość. Posprzątajmy to i wróćmy do swoich pokoi. - I teraz stała się rzecz, której nie mogę zrozumieć. Przytulił mnie. W najmniej spodziewanym momencie. - O co tobie chodzi?
- Gomen. - przylgnął do mnie jeszcze mocniej (kawaii *w* przp. Aut.). Też się do niego przytuliłam. I tak trochę postaliśmy. 
- Dobra. Chyba trzeba tutaj jednak zrobić porządek, nie sądzisz? - odsunął się.
- Masz rację. No, to ty zajmij się podłogą, a ja pozostałymi talerzami.
- Ej. Czemu ty tu wydajesz rozkazy?
- Wiesz, jest ku temu wiele powodów. - I tak się sprzeczaliśmy i sprzątaliśmy jednocześnie. Dużo tego nie było, więc szybko wszystko zrobiliśmy. - Too, co robimy teraz? Na prawdę chcesz przesiedzieć resztę wieczoru w pokoju?
- Raczej nie... Może chodźmy przed telewizor?
- Niech będzie. - pogłaskał mnie po głowie. - Amai :) - Westchnęłam i poszliśmy do salonu. Chwyciłam pilota.
- Jaki chcesz program?
- Jakikolwiek. Obojętnie.
- To włączę przyrodniczy, hyhy.
- Wredota.
*...i po zapłodnieniu samica pająka zjada swojego partnera...*
- Co ty włączyłaś? Hahah.
- Cicho! Już przełączam. O! Jest film z Brusem Lee!
- W końcu coś normalnego. Pozwolisz, że... - położył głowę na moje kolana.
- Chigau! - no chyba śnisz, jeżeli miałabym ci na to pozwolić! Odepchnęłam go. - Oglądaj film. - westchnął i usiadł. - Gdybym zasnęła, to mnie obudź.
- Spoko. - Po jakiś 10 minutach już niestety spałam.
<Z perspektywy Taizo>
Oho, chyba śpi. Wezmę koc i ją przykryję. Oo, spory ten kocyk. To ja też się pod niego wcisnę :3 Przyciszę też TV...


***

Szczęk zamka i otwieranych drzwi. Rodzice i siostra Yumiko wrócili do domu.
- O, a co tak ciemno? - spytał się tata.
- Mamo, tato, chodźcie zobaczyć. - szepnęła zachwycona Emiko. Otóż na kanapie w salonie spała dwójka przytulonych do siebie nastolatków. - Słodcy, prawda?
- Aż miło popatrzeć! - rzekła ucieszona mama. - Zostawmy ich tak. Tylko nastawię Yumi-chan budzik odpowiednio wcześniej, żeby mogła się rano wyrobić.
- Ale telewizor im zgaśmy. Lampki nocnej nie potrzebują. - zażartował tata i zrobił, jak powiedział.


***

BONUS: Za kulisami.
- E, czemu ja zawsze upadam na kogoś? To już jest przesadą. Może zmienimy scenariusz? - „Nakajima Yumiko”
- Nie, no co ty. Ale tak poza tym. Twój ostatni upadek naprawdę mi się podobał... - „Komatsuzaki Taizo”
- Serio chcesz zginąć?! - „Nakajima Yumiko”
- Nie za bardzo. Jestem zbyt dobrym aktorem. No i byś miała na karku moich adwokatów, więc odradzam... - „Komatsuzaki Taizo”
- Lepiej uważaj! - „Nakajima Yumiko”
- Dobra! Co tam się dzieje?! O co wam znowu chodzi? - Reżyser
- Wiesz, nie podoba mi się to. Te wszystkie upadki i w ogóle. I ja już z nim nie wytrzymuję! Ostatnia scena była do bani pod każdym względem! Nigdy więcej nie będę z nim siedziała pod kocem! - „Nakajima Yumiko”
- Ale przecież to świetnie wyglądało! Jak nie wierzysz, to zapytaj widzów. - Reżyser
- Nie obchodzą mnie. Ma być tak, żebym już nigdy nie zbliżyła się na taką odległość do tego zboczeńca! - „Nakajima Yumiko”
- Zobaczę, co da się zrobić, ale niczego nie obiecuję. - Reżyser
- Ej! Czemu my dzisiaj w ogóle się nie udzielaliśmy? Już mnie tyłek boli od siedzenia na tym krześle. - Kurosaki Ichigo
- Właśnie. - Shihōin Yoruichi
- Spokojnie. I tak nic na ten czas nie robicie. Seria Bleach jest na wstrzymaniu. - Reżyser.
- Przyniosłam słodką fasolkę! Ktoś by miał ochotę? - Inoue Orihime
- Jestem tak wkurzona, że poproszę. - „Nakajima Yumiko” - Całkiem spoko.
- Dobra ludzie koniec na dziś! Wszyscy się zbierać! - Reżyser - To do następnego. - Reżyser do widzów.


¹Niku (mięso) można zapisać cyframi 2 i 9
²Tata Taizo'a.


***

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział VIII

Hejoo! Teraz będę pisała o wiele częściej ;) Wakacjeeeee!
__________________________________________________
Gdy dotarli do sklepu, wszyscy zebrali się przy okrągłym stole, żeby podyskutować o Yumiko.
- Myślę, że Ishida-san ma rację. Obserwujcie ją, a gdy coś zauważycie, powiadomcie mnie o tym. - odpowiedział Urahara, kiedy wysłuchał wszystkich podejrzeń i informacji o Nakajimie.
- Urahara-san, nie sądzisz, że shinigami też powinni ją obserwować? Gdy my jesteśmy w naszych domach, ona może robić, co zechce. - zasugerował Ichigo.
- Kurosaki, shinigami mają dużo poważniejsze sprawy, jak zaglądać pewnej licealistce przez okno, gdy jest w domu. Skoro tak bardzo ją lubisz, to może ty będziesz to robić? Jako zastępczy shinigami, oczywiście. - Urahara uśmiechnął się znacząco, a Marchewek zrobił się różowy ^^
- O-o czym ty mówisz?! A nawet jeśli, nie mógłbym, ponieważ po szkole patroluję miasto i zabijam Pustych! - Ichigo wykrzyknął to tak szybko i z tyloma zająknięciami, że każdy gapił się na niego jeszcze parę sekund. - No co? - burknął spoglądając w bok z założonymi rękami.
- Faktycznie. - spoważniał Urahara. - Ale sądzę, że obserwowanie w szkole zupełnie wystarczy. Chociaż, podczas patrolowania miasta mógłbyś czasem zerknąć na jej dom. Wiesz, gdzie mieszka.
- Hai... - Marchewka chyba nie był zbytnio zadowolony z takiego obrotu wydarzeń.
- Trochę kiepska sprawa. - wtrąciła dotychczas milcząca Yoruichi. - ...Mogłabym ją dopatrywać, kiedy was nie będzie w pobliżu. Jeśli chcecie.
- Dobrze. I pamiętajcie. Nie interweniujcie sami, lecz także miejcie się na baczności.
- Hai. - zgodzili się wszyscy. Jak wychodzili, Yoruichi zmieniła się w kota i kiedy każdy poszedł w swoją stronę, Orihime odprowadziła ją pod dom Yumiko. Gdy Inoue się z nią pożegnała, kotka wskoczyła na murek i ułożyła się wygodnie. Stamtąd miała dobry widok na wszystkie okna.
<W tym samym czasie>
- Tadaima... - rzuciłam i od razu poszłam do pokoju. Usiadłam na łóżku i zdjęłam buty. Torbę położyłam gdzieś na bok. Włączyłam sobie MP3-kę i położyłam się.
- Yumiko? To ty przed chwilą weszłaś? - Taizo wychylił głowę zza drzwi. - Haaalo? - zapukał. Ja nadal nic. Podszedł i stanął nade mną.
- Oh, ohayo, Taizo. Wybacz, zamyśliłam się... - wyciągnęłam jedną słuchawkę z ucha.
- Nic się nie stało. - wyszczerzył zęby. - Chciałem ci tylko przekazać nowinę. Wiesz, że za ok. 3 dni już wyjeżdżam, nie?
- No tak.
- Niespodzianka! Mój pobyt u was przedłużył się o tydzień!
- To świetnie! - tak się ucieszyłam, że go przytuliłam. Oboje strzeliliśmy po buraku.
- Spokojnie! Heh... - Kiedy się już od niego odkleiłam, usiedliśmy obok siebie na łóżku. - Nawet nie wiesz, jak długo musiałem przekonywać moją mamę. Użyłem wszystkich argumentów i do tego obiecałem, że będę zmywać naczynia przez miesiąc.
- Co? Na serio nie wolałeś wrócić do domu?
- Niee. Pięć dni to stanowczo za mało. Poza tym, lubię tu być. Robić ci śniadanie. Sprawiać, że jesteś czerwona na twarzy, tak jak teraz... Ale jedno mnie zastanawia. Nie mówisz mi czegoś. Od tego wypadku z napaścią jesteś bardzo zamyślona. Wiem, że to nie moja sprawa, ale trochę się martwię... - zapadła cisza.
- Nie, no coś ty. - musiałam w końcu coś powiedzieć. - Po prostu myślę o tej nowej szkole, ostatnio popełniam same gafy. Nie mogę się skupić... - Taizo sprawiał wrażenie zawiedzionego moją wypowiedzią, lecz po chwili rozweselił się. - Ano, chciałabym zostać na trochę sama...
- Hai, hai. - i wyszedł. Opadłam na łóżko. Wetknęłam sobie drugą słuchawkę i zamknęłam oczy. Może poczekać z moim planem do jutra? No bo czy to musi być dzisiaj? Albo czy nie pójść z Taizem... Nie! Mowy nie ma! A jak się mu coś stanie?... Wróciłam myślami do tamtego momentu. Ciarki przeszły mi po całym ciele... Zaraz, tak w ogóle to czemu ludzie, którzy byli tam ze mną, nie zwracali uwagi przed czym uciekają? Znaczy, dlaczego tylko ja się na niego patrzałam? Czyżby inni go nie widzieli? Dosyć dziwne... Może spróbuję go narysować. Wstałam, wzięłam kartkę, ołówek i usiadłam przy biurku. Wyjrzałam na chwilę przez okno. Oh! Jakiś kotek usadowił się na naszym murku! Hmm... mam wrażenie, że ciągle na mnie spogląda... Eh, to pewnie tylko przywidzenie. Zabrałam się za rysowanie. Gdy skończyłam, wyglądało to na rysunek pięciolatka... To jeszcze raz... No, teraz trochę lepiej. I jeszcze tylko dorysować tą dziurę na środku... Gotowe. Im dłużej się patrzę na ten rysunek, tym bardziej się zastanawiam, dlaczego go zrobiłam. Nie wiem. Najlepiej schowam go do którejś z szaf. Potem znowu spojrzałam w okno. Ten kotek nadal tam jest, ale chyba usnął. Może by tak dać mu coś do jedzenia? Wyszłam z pokoju i na palcach pobiegłam do kuchni. Wzięłam 3 herbatniki i włożyłam w woreczek. Ostrożnie wybiegłam na korytarz, ubrałam jakieś kapcie... No jasne, zapomniałam zdjąć mundurek. Mądra ja. Ale tam, przecież tylko wychodzę na podwórko. Gdy już chwyciłam klamkę do drzwi wyjściowych...
- Onee-chan. Co robisz? - Emiko stała tuż za mną. Pewnie zwabiły ją te herbatniki.
- E-emi-chan! Zaraz wrócę.
- A gdzie idziesz? Czemu w kapciach? I dlaczego masz ze sobą... - powąchała powietrze. - 3 herbatniki?
- Bo to zajmie mi tylko chwilę. No i mogłabym zgłodnieć po drodze. Hehe... Zaraz wracam! - zapewniłam i szybko wyszłam. Kiedy znalazłam się na podwórku, zaczęłam szukać tego kociaka. O, jest. Podeszłam do niego. Chyba poczuł, że się zbliżam, bo gdy tylko go zauważyłam, on już na mnie patrzył. Kucnęłam jakieś 4 metry od niego i zaczęłam wołać „kici, kici!”. Jednak na nic się to nie zdało. Więc pokazałam, że mam herbatniki. Ciągle nic. Westchnęłam, okrążyłam go łukiem, żeby się nie spłoszył i położyłam ciasteczka na murku trochę dalej od niego. Cały czas mi się przyglądał, ale koty tak mają. Ponownie westchnęłam i wróciłam do domu. Jak jeszcze raz wyglądnęłam przez okno w moim pokoju, żeby zobaczyć, czy je zjadł, nie było go i zdaje się, że ciastek też nie. Nawet woreczek zniknął. Pewnie poszedł je zjeść gdzieś w ustronne miejsce.
<Potowarzyszymy Yoruichi>
Ciastka. Zabawne. Niby po co osoba podejrzewana o to, że nie jest człowiekiem, miałaby mi dawać ciastka. Może ona wie, że ją podejrzewamy i chciała mnie otruć. Najlepiej, jeśli zaniosę je do Kisuke.
<Później w sklepie>
- I co o nich myślisz? - spytała Yoruichi.
- Wyglądają jak zwykłe herbatniki. Jinta, Ururu! Przyjdźcie tu na chwilę!
- Czego chcesz? - krzyknął chłopiec, kiedy już przyszli.
- Mam dla was herbatniczki. Podzielcie się. - Kisuke podał mu woreczek. Hanakari spojrzał na niego podejrzanie, ale wziął pakunek. Kiedy chwycił jeden i przybliżył go do twarzy, każdy uważnie mu się przyglądał.
- O co chodzi?!
- Nic, nic. Kontynuuj. - zapewnił Urahara. Jinta ugryzł kawałek, a po chwili wciągnął całe. Kobieta-kot i właściciel sklepu odetchnęli z ulgą.
- Więc nic nie było w tym ciastku. Ona je po prostu dała bezdomnemu kotu. - stwierdziła Shihōin.
- Równie dobrze to mogłaby być zmyłka. - rzucił Kisuke.
- Uh, mam już dość tych zgadywanek. Najchętniej przyprowadziłabym ją tu i trzymała tak długo, aż coś powie. - żachnęła Yoruichi.
- Prościej będzie, jeśli poczekamy. Ale dobrze, że jednak przyniosłaś tu te ciastka. Jak na razie, to plus dla niej.
- Lepiej wrócę ją obserwować. Oczywiście, jeśli nie zasnę. Ostatnio źle sypiam. - rzekła shinigami w kociej skórze i pobiegła z powrotem pod dom naszej Yumi.
<I znowu powrócimy do niesłusznie podejrzewanej bohaterki>
Dochodzi 18.00. Nabrałam ochoty na coś słodkiego. Ale chyba zostały tylko te herbatniki... O nie. Nie wyjdę z domu, żeby kupić Pocky. Za duże ryzyko. Suche ciastka muszą wystarczyć :c Leniwie zeszłam po schodach na dół i powlokłam się do jadłodajni. Zastałam tam mamę.
- Yumi-chan, zaraz będzie kolacja.
- Dobrze. Tylko wezmę jednego herbatnika...
- Przecież ci powiedziałam, że zaraz będzie kolacja. Dlaczego chcesz coś jeść przed kolacją? Przecież to nie stosowne!
- Okaasan, ale to tylko suche ciastko... No dobra, niech ci będzie. - schowałam je z powrotem do opakowania. - A gdzie jest Taizo?
- Chyba poszedł do swojego pokoju. Czemu pytasz? Pewnie się cieszysz, że zostanie na dłużej, co?
- HAI! - krzyknęłam uradowana z bananem na twarzy. - To znaczy... hai...
- Ara, więc jednak się bardzo cieszysz. - powiedziała z uśmiechem.
- Czy ty coś sugerujesz? A zresztą, nieważne. - wypuściłam głośno powietrze i usiadłam przy stole kuchennym. Pomogłam trochę mamie z nakładaniem potraw, i później zaczęłam wszystkich wołać na jedzenie.
- Taaizoo! Chodź na kolację! - nic. Zawołałam jeszcze raz. Też nic. Czym on się tak zajął, że nie odpowiada? Wkurzyłam się i poszłam do jego pokoju. Weszłam bez pukania.
- Hej! Nie słyszałeś, jak cię wołałam? - zastałam go leżącego na łóżku, odwróconego plecami. Podeszłam bliżej. Zasnął. Oh! Wygląda tak słodko. A ja się tu drę na niego. Jeszcze mogłam go obudzić. Widocznie ma twardy sen. Po cichu wyszłam na korytarz. Najlepiej, jak zaniosę mu tą kolację, i wtedy obudzę. Zeszłam i wyjaśniłam rodzicom, że kuzyn z nami teraz nie zje, bo śpi.
- Hoho! Nie wiedziałem, że ten chłopak, to taki śpioch. - stwierdził tata. - Emi-chan powinna brać z niego przykład.
- Papa! To za wcześnie! Ja chcę iść spać później! - mała zaczęła podskakiwać.
- No już dobrze. Możesz iść do łóżka odrobinkę później.
- Łiii! - Emiko przytuliła tatę i wtedy mama podała już kolację. Kiedy skończyliśmy, wzięłam tackę i położyłam na niej wszystkie półmiski, które miał dostać Taizo. Poszłam do niego na górę. Gdy weszłam nadal spał (tylko na drugim boku), więc postawiłam wszystko na stoliku obok łóżka i zaczęłam go budzić, szturchając w ramię. W pewnym momencie zrobił zupełnie nieoczekiwany ruch rękami (nadal spał), złapał mnie za biodra i przytulił się. Tym samym zmusił, żebym położyła się obok niego. Kurde, a mogłam nie stawać tak blisko tego łóżka! Było mi strasznie głupio. Do tego zauważyłam uśmiech na jego buzi. To sobie pomyślałam, że to żart i on tylko udaje, że śpi.
- Ej! To nie jest śmieszne! Puść mnie! - Powoli otworzył zaspane oczy (czyli jednak naprawdę spał...) i spojrzał na moją twarz, potem na swoje ręce, obejmujące mnie w pasie. Stanął na łóżku, jakby go ktoś wrzątkiem polał.
- G-gomenasai! Co się właściwie stało? - spytał zdezorientowany. - Również wstałam z łóżka, ale nie tak gwałtownie.
- A nic takiego. Przyszłam dać ci kolację, to się do mnie mocno przytuliłeś i musiałam się położyć obok ciebie. - Jak mówiłam to zdanie, Taizo strzelał coraz większego buraka. Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
- Z czego się śmiejesz?!
- W-wyglądasz-hahaha-jak-haha-dojrzały-hahahah-pomidor!!! Hahahahah! - Ledwo co się powstrzymałam od puszczenia łezki. Kiedy już ochłonęłam, powiedziałam smacznego i wyszłam.



***

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział VII


O-H-A-Y-O ! W koońcuuu powstało to cudo ;3 Miłej lekturki ^^
____________________________________
Następny dzień.
Ranek.
Budzik dzwoni.
Jebs młotkiem, i już przestał.
Pół godziny później.
Powoli otwieram jedno oko, potem drugie i zobaczyłam szczerzącą się twarz Taiza, wypełniającą całą moją przestrzeń wzrokową. Zrobiłam gwałtowny ruch ręką i Taizo oberwał po głowie.
- AŁŁ! - zawołał, masując się po łebku. - Zgłupiałaś??!! - Z wyrzutem popatrzył na mnie, a ja nie za wiele myśląc nad tym, co zrobiłam, poszłam dalej kimać.
- Hej! Tylko teraz mi nie zasypiaj! Wstawaj! Ale to już! - chwycił za kołdrę i mocno pociągnął. Sekundę wcześniej złapałam za róg kołdry, ale był za silny. Sturlałam się na podłogę, dalej ją trzymając.
- Wstawaj. No już ty śpiochu. Bo jak nie... - zaczął mnie turlać, a że dalej trzymałam kołdrę zrobił się ze mnie naleśnik.
- Przestań! Już wstaje już wstaje! - zaśmiał się i mnie odwinął. - Dobra, a teraz sio. Muszę się ogarnąć, bo wyglądam jak Hermiona. Wyjdź. - Niewzruszony stał dalej, we mnie wgapiony. Zniknął mu ten uśmieszek. - Słyszysz? No wyjdziesz, czy nie? - pomachałam mu ręką przed oczami.
- Yumiko, co się dzieje? - złapał moją rękę. Zatkało mnie trochę to pytanie. - Wczoraj na obiedzie byłaś strasznie pogrążona w myślach. Mogę wiedzieć dlaczego?
- T-to nic takiego. Czasami mi się zdarza tak głębiej pomyśleć. - Zaśmiałam się histerycznie. Pewnie tego nie kupił. Spojrzał na mnie oczami pełnymi smutku. - N-no co?
- Dlaczego kłamiesz? Mnie możesz powiedzieć wszystko. Co prawda znamy się parę dni, ale przez ten krótki czas bardzo cię poznałem... - Odwróciłam od niego wzrok. Nie mogłam mu teraz spojrzeć w oczy. Po prostu nie mogłam. Gdybym to zrobiła, powiedziałabym wszystko. Co do joty. Obiecałam sobie, że nikomu tego nie powiem, dopóki nie porozmawiam z Orihime i Ichigo. Jego oczy są jak serum prawdy. Przy nim trudno jest skłamać, przynajmniej mi. Gdy tak wlepiał we mnie te swoje gały, looknęłam na zegarek. O nie! Zaraz się spóźnię! (Jak zwykle...).
- Słuchaj, możemy ta rozmowę przełożyć kiedy już wrócę? Bo naprawdę mam mało czasu, muszę się śpieszyć, jeśli chcę zdążyć. - Westchną i wyszedł bez słowa. Bardzo źle się z tym czuję. Ale już nie mam czasu nawet na myślenie! Doobra! Wszystkie sprawy higieniczne i związane z ubraniami wykonałam w tempie na maksa przyspieszonego. Zbiegłam na dół jak strzała. Tylko buty i już biegnę do szkoły. Ten ranek był naprawdę piękny. Eh, tak żałuję, że nie wstałam wcześniej. Mogłabym zachwycać się tym widokiem dłużej niż 5 sekund. O! I już widać szkołę! Jeszcze parę metrów! Jestem na środku dziedzińca i nagle... bęc. Kurrde, upadłam. Moje kolano... i głowa... i wszystko. Ja to mam farta. Potknąć się o własne nogi. Dobrze, że nikt tego nie widział, bo było już po dzwonku. Wstałam, otrzepałam się i biegłam dalej, lekko utykając.


Myśli Orihime
Ehh, Chyba Nakajimy-san dzisiaj nie będzie... A szkoda, bo zrobiłam nowe danie z fasolki.

Mysli Ichigusia
Ciekawe gdzie Yumiko. Nie, żebym się tym zbytnio przejmował...


Matko, moje nogi... No w końcu jest ta klasa. Czemu akurat teraz mamy zajęcia na ostatnim piętrze?! Wpadłam do klasy jak oparzona. Wszyscy na mnie spojrzeli.
- P-przepraszam za spóźnienie... - pochyliłam się i usiadłam za Hime. Dobra, pogapiliście się już. Teraz proszę wzrok na panią, bo to krepujące.
- Yumiko, powiedz, dlaczego się spóźniłaś? - spytała się nauczycielka.
- Zaspałam.
- To dlaczego twój mundurek nie jest w najlepszym stanie? - A. Fakt. Był trochę umorusany. I moja twarz też...
- Przewróciłam się jak biegłam. - Burak. Ale jak tu się nie zburaczyć. W tym momencie zauważyłam, że Kurosaki patrzy mi prosto w oczy. Jeszcze większy burak.
- No dobrze. Więc wróćmy do lekcji... - Ale mi serducho waliło. Jak minęło 5 minut , to jeszcze się nie mogłam uspokoić. Gdy zabrzmiał dzwonek, lepiej się poczułam.
- Nakajima-san? - Orihime podeszła do mnie z Arisawą, gdy pakowałam książki z ławki.
- Um? Ah, Orihime, Tatsuki, ohayo! - I z powrotem zajęłam się pakowaniem. Arisawa spytała, czy wszystko w porządku.
- W jak najlepszym. Czemu pytasz? - Obie spojrzały na mój mundurek. - Aaa, to? To nic takiego. Zwyczajnie się wywaliłam, i nic więcej.
- Jo ka taa. - Hime odetchnęła z ulgą.
- Może pójdziemy na przerwę? - Wymusiłam na sobie uśmiech. - Bo zostały tylko 4 minuty.
- Josh! Idziemy! - Krzyknęła jak zwykle Inoue i pobiegła do drzwi.
- Ehh, Orihime! Zaczekaj na nas! - powiedziała Tatsuki poirytowanym głosem. - Spotkamy się przy klasie. - rzuciła do mnie, westchnęła i pobiegła za nią. A ja sobie spokojnie wyszłam. Zaczęłam szukać łazienki, żeby się trochę ogarnąć. Niestety zapomniałam gdzie jest... Jak to oczywiście w moim zwyczaju. Po Hime i Tatsuki ani śladu. Dobra, spytam się tych plotkujących dziewczyn, stojących pod... drzwiami łazienki dla dziewcząt. Heh. Weszłam i rozejrzałam się. Całkiem ładnie. I nawet pachnie. Stanęłam przed lustrem. O matko... :o Kiedy myślałam, że zajmie mi to oczyszczanie tylko chwilę, bardzo się myliłam... To naprawdę trzeba mieć farta, żeby po jednym upadku tak wyglądać. No nic. Wzięłam się do pracy; Kiedy było już po wszystkim, dziwnym trafem udało mi się zdążyć przed nauczycielem. Praktycznie weszłam mu przed nosem. Tyle emocji jednego dnia to ja nie miałam przez 3 dni w mojej dawnej szkole ._. Co poradzisz; Kiedy nareszcie nastała pora lunchu, zorientowałam się, że nic nie mam... Pomyślałam, że może dziewczyny mi coś dadzą i wtedy wyobraziłam sobie danie z fasolki Inoue. Ciarki przeszły mi po plecach. Na wszelki wypadek tą przerwę spędzę sama. Szybko wyszłam z klasy i niczym ninja, niezauważona przez nikogo (przynajmniej mi się tak wydawało..) wyszłam na szkolne podwórko. Znalazłam sobie ustronne miejsce pod jednym z trochę bardziej oddalonych drzew. Usiadłam, wyciągnęłam nogi i zamknęłam oczy. Czeka mnie 15 minut beztroskiego wylegiwania się. Mmm, jak milutko. Słonko świeci (tylko szkoda, że prosto w twarz...), słychać z daleka śpiew ptaków... Nosz jak ja zaraz go trzepnę! Ktoś se stanął akurat przede mną, zasłaniając przecudnie i cieplutkie słońce. Z wielkim wyrzutem otworzyłam oczy i spojrzałam na tego zwyrodnialca...
- I-Ichigo? - przyznaję, że się trochę zdziwiłam. No bo po co on tu... - Czy stało się coś?
- Dziewczyny ciebie szukają. Czemu tak szybko wyszłaś z klasy? - Ledwo widziałam jego wyraz twarzy, bo stał za słońcem. Hm, czy on mnie śledził? Przecież przez te pięć minut byłam ninją >.<
- Po prostu chciałam pobyć chwilę sama. - westchnęłam. - Przekaż im że przyjdę za chwilę. - Poszedł. Jakoś dziwnie mi się zrobiło...

Myśli Kurosakiego
Kurde, a już myślałem, że ją przyłapię, jak przechodzi przez przejście lub rozmawia z kimś przez jakieś urządzenie. To było dosyć podejrzane, kiedy wyszła pierwsza z klasy i na dodatek to była długa przerwa. Więc każdy by skorzystał, żeby się gdzieś ulotnić. Cóż, teraz jestem prawie pewny, że jest normalną dziewczyną.

Trochę jeszcze posiedziałam pod tym drzewem, ale w końcu się podniosłam i ruszyłam tam, gdzie zwykle siadam z dziewczynami. O, są.
- Nakajima-san! - zawołała Orihime. Podeszłam do nich i usiadłam obok Tatsuki.
- Gomen, że nie poszłam z wami. - Schyliłam lekko głowę.
- Nic się nie stało. To normalne, że chciałaś zostać trochę sama. - Uśmiechnęła się Arisawa.
- Czyli Ichigo wam już przekazał? - Moje policzki stały się chyba trochę różowe. Wszystkie popatrzyły się po sobie i znowu na mnie. - O co wam chodzi?
- Yumiko-san – spytała Michiru. - czy lubisz Kurosakiego? - Hę? Co to za pytanie?
- Mhm, chociaż nie za bardzo się dogadujemy...
- A może lubisz go tak.. bardziej? - Któraś zachichotała. Nagle cała sytuacja zmieniła się w bardzo krępującą, czego nie znoszę i na dodatek każda wlepia we mnie swe oczy. Rumieniec coraz bardziej się powiększa...
- N-nie! Znaczy, on jest dla mnie tylko jako kolega z klasy, naprawdę! - Tłumacząc wymachiwałam rękami i robiłam dziwne, zażenowane miny. Pewnie dlatego ci, którzy przechodzili obok nas się jeszcze obracali, gdy byli już daleko. Oh! Dzwonek na lekcje! Jestem uratowana! Dziękuję, dziękuję! - Słyszałyście? Dzwonek! Pora na ruszyć do klasy, prawda? Przecież nie chcemy się spóźnić. No, wstawajcie! - Jak ja byłam już jakieś 5 metrów przed nimi, one dopiero zaczęły się zbierać. Trudno, nie będę na nie czekać. Weszłam do szkoły i przyszłam pod klasę. Oparłam się o ścianę. Jakoś nie chciało mi się zasiąść w ławce. Ale trzeba, więc przeszłam przez klasowe drzwi i usiadłam. Parę osób już tam było. Chwilę po mnie przyszły dziewczyny, potem Ichigo, Keigo i Mizuiro, jeszcze kilka osób, aż w końcu nauczycielka. Jak podała temat i zadania, to straszna mnie wzięła niechęć do wszystkiego. Nie wiem czemu. Tak po prostu. Może to przez Michiru i jej pytanie. Eh. Dobra leniu, weź się w garść; Minęła połowa lekcji, a ja mam naprawdę doooość. Nawet pozytywne myśli nie działają ;_; Z zamyśleń wyrwał mnie głos Ichigo... Znowu się pyta, czy może iść do wc. Hime, Sado i Ishida oczywiście też wstali... Pani z dużą niechęcią im pozwoliła. Wszyscy wybiegli i od tamtego czasu byłam wgapiona w podwórko szkolne za oknem. No, w końcu są. I znowu Ichigo w kimonie. Śledziłam ich wzrokiem tak długo, aż znikli przed bramą szkoły; Nareszcie przerwa. Gdy podczas tamtej lekcji zwróciłam z powrotem wzrok na zeszyt, wymyśliłam sobie taki mały plan. Oczywiście na początku myślałam, że zwariowałam, że to jest głupie i lekkomyślne. No więc: pomyślałam sobie, że po lekcjach, o jakiejś 17.00 wyjdę sobie na spacer do miasta i jak znowu spotkam tego potwora, to może także Ichigo i resztę. No i opowiem im o wszystkim, lecz ja się przecież nie odważę. Nawet na pewno. Po prostu ucieknę, jak zawsze... Ale sama już nie wiem... Mam jeszcze parę lekcji i trochę czasu po szkole, do namysłu nad tym. Więc co będzie, to będzie. A może w ogóle nie spotkam tego potwora? Byłoby fajnie... Że jak? Już koniec przerwy? No nie. Kurosaki i reszta już przyszli... Yosh! Czas zacząć następną lekcję!; Już jest po lekcjach i właśnie idziemy całą paczką. Nawet jest Ishida ;D Już widać mój dom. Pożegnałam się z wszystkimi i weszłam do furtki.
<Potowarzyszymy teraz Marchewce i pozostałym>
Szli tak ze 2 minuty, aż w końcu Ichigo się odezwał.
- Nie sądzicie, że Yumiko... jest jakaś inna?
- Co masz na myśli? - zapytał Uryuu.
- Chodzi mi choćby o jej reatsu. Jest większe od innych w szkole. Ma też nienaturalny kolor oczu. I ten jej dzisiejszy szybki wypad z klasy. Ciągle się nad tym zastanawiam, ale nie zauważyłem, żeby zachowywała się inaczej niż zwykle, gdy siedzi sama.
- Może to mieć jakiś związek, Kurosaki, lecz na razie nic nie róbmy. Niech każdy ją tylko obserwuje.
- Hai. - powiedziała Orihime. - Dakara, - zatrzymała się. - ja sądzę, że Nakajima-san to bardzo miła i trochę nieśmiała dziewczyna. - wszyscy się zatrzymali. - Może po prostu urodziła się z trochę wyższym reatsu. Ja też je wyczuwam, i faktycznie jest inne. Ale może jej prababcia była shinigami, lub pradziadek, lub ktoś inny z rodziny. Tego nikt nie wie. Pewnie ona sama też nie.
- Orihime-san, przecież wiesz, że możesz się mylić. Dlatego najlepszym wyjściem będzie ją obserwować. Nie mówię tutaj o śledzeniu krok w krok. Najlepiej, gdyby nie zostawała sama.
- Chodźcie do Sklepu Urahary-san. - rzucił Ichigo. I tam się właśnie udali.


***

sobota, 30 marca 2013

Zawiadomienie

Rety, ja naprawdę aż TAK długo nie dawałam znaku ducha? ;_; Więc dlatego tworzę ten post, by Was poinformować, że żyję i mam się dobrze ;) Następny Rozdział będzie na pewno w przeciągu paru dni (choć powinnam go teraz dodać, a nie pisać, że nie zrezygnowałam z tego bloga i on po prostu sobie jest... ._.). Ale na stówę ten Rozdzialik wrzucę nie długo :D 

Przepraszam i pozdrawiam ~ wasza zagubiona w czasie autorka
 

środa, 5 września 2012

Rozdział VI

Niestety, wakacje się skończyły, szkoła się zaczęła i nie będę pewnie długo pisać przez ten czas. Może tak co miesiąc ._.  Ta notka też nie specjalnie...
__________________________________
Dzień w szkole zaczął się w miare normalnie. Zaczęło się od lekcji j. japońskiego... 
<Wrócimy się teraz do początku tamtej lekcji...>
Siedziałam w ławce i pisałam zadanie, które nauczycielka nam kazała zrobić,po sprawdzeniu obecności. Nie było za proste, ale jakoś dawałam sobie z nim radę. Gdy już skończyłam, spojrzałam w okno, a to był błąd, bo słońce zaczęło mnie razić prosto w oczy. Szkoda, że w tej klasie nie ma zasłon. Próbowałam ręką zasłonić promienie, lecz na niewiele się to zdało. Pozostało mi tylko odwrócić głowę bardziej w stronę klasy. Każdy męczył się jeszcze nad tym zadaniem, tylko parę osób ze mną już skończyło. Nie wierze, ja tak szybko to zrobiłam? Zazwyczaj jestem przedostatnia albo ostatnia. Wyprostowałam się i wypięłam pierś z dumą. Po jakimś czasie cała klasa powoli zaczęła kończyć. Oczywiście Hime dała po kryjomu zeszyt Ichigo, żeby przepisał. Dziwne, bo zawsze wydaje się taka szczęśliwa, gdy daje Marchewce coś przepisać. Zaśmiałam się cicho. Nagle Truskawek podniósł się gwałtownie i spytał czy może iść do toalety. Inoue, Sado i Ishida też o to spytali... Nauczycielka po chwili wahania zgodziła się ich wszystkich wypuścić. Hmmm... podejrzane. O! Nareszcie chmura przesłoniła słońce. Nie za bardzo lubię ciepło, które daje. Wolę posiedzieć w nocy, na balkonie, wpatrzona w Srebrny Rogalik. Księżyc mnie uspokaja; Mogłam do szkoły wziąć krem przeciwsłoneczny. Ziewnęłam i sennym wzrokiem przebiegłam po krajobrazie za oknem. Zatrzymałam się na grupce biegnących ludzi, wybiegających z terenu szkoły...?! Przecież to oni! Zaraz... Na ich czele biegnie ktoś ubrany w... No nie. To nie może być prawda. Nie może być!... Ten ktoś m-ma pomarańczowe w-włosy... Otworzyłam szerzej oczy i wpatrywałam się z niedowierzaniem w poruszające się punkciki, które się oddalały...
- Hej, ty tam! Yumiko, tak? Co przed chwilą powiedziałam? - spytała nauczycielka. Zwróciłam ku niej przerażony wzrok.
- N-niewiem. P-p-przeparaszam!
- Źle się czujesz? Jesteś jakaś blada... Kto z nią pójdzie do pielęgniarki? - naraz w górę wystrzeliły dłonie prawie całej klasy. - No dobrze... więc pójdzie...
- Emm... Proszę pani, przecież mogę pójść sama.
- Nie ma mowy. Jeszcze mi zemdlejesz po drodze. Więc pójdzie Mizuiro. - po klasie dało się słyszeć szepty niezadowolenia. Jeden z chłopców wstał i podszedł do mnie.
- To idziemy? - spytał i uśmiechnął się. Teraz sobie przypominam, że już go chyba poznałam...
- N-naprawdę nie musisz.
- Ale nie mam wyboru. Chodźmy już, bo zaraz odpłyniesz. - wyciągnął do mnie rękę. Wyszliśmy z klasy i skierowaliśmy się do gabinetu lekarskiego. Mniej więcej wiedziałam gdzie jest, bo prawie wszystko już zwiedziłam w tym liceum. Całą drogę przemilczeliśmy. Może to i moja wina, bo nie umiem znajdować tematów do rozmów. Przeważnie dlatego, ponieważ nie chce być odtrącona przez innych, gdy palnę jakąś głupotę (a zdarza się to dosyć często...) . Zawsze skryta i nieśmiała. Dla bliższych mi osób jest zupełnie odwrotnie. Np. moi dawni przyjaciele. Dla nich byłam przyjacielską, otwartą, upartą, uczuciową i pełną życia dziewczyną. Miałam czwórkę wspaniałych przyjaciół. Miło wspominam tamte czasy, oj tak. Na pewno kiedyś ich odwiedzę. Niestety musiałam ich opuścić, ze względu na tą przeprowadzkę. Dosyć ciężko mi się z nimi żegnało. Szczególnie, kiedy nie zdążyłam jednemu z nich powiedzieć o moich uczuciach... Dostałam na pocieszenie od każdego mały podarunek. (Kiedyś wam o wszystkim i wszystkich opowiem. Może nawet nie długo...). Po przejściu niezliczonych zakrętów i schodów w końcu dotarliśmy. Zapukaliśmy i po usłyszeniu „Proszę”, weszliśmy.
- Ohayo gozaimasu. Koleżanka się źle poczuła. - oznajmił Kojima.
- Dobrze, usiądź tutaj. - odparła pielęgniarka, wskazując na krzesło po drugiej stronie biurka. Posłusznie zajęłam miejsce. - Z jakiej jesteście klasy?
- 1-3. - zaczęła coś wypisywać w swoim zeszycie.
- Ty możesz już wrócić na lekcje. - nakazała.
- Hai. Do zobaczenia, Yumiko. - ruszył w stronę drzwi.
- Czekaj! Jak będzie dzwonek, to możesz powiedzieć Orihime, żeby spakowała moje rzeczy? Chociaż myślę, że długo to nie potrwa...
- Dobrze. - i zamknął za sobą drzwi. Potem lekarka zaczęła mnie stawiać na nogi. Trochę to jej zajęło, bo ciągle mówiłam, że jest mi niedobrze. Gdy już wyszłam było jednak trochę po dzwonku. Odnalazłam Inoue z moją torbą. Tamto wydarzenie ciągle obijało się w moich myślach. Postanowiłam sobie, że muszę pogadać o tym z Hime, ale jak na razie tylko z nią, bo moja nieśmiałość na razie góruje. Jeszcze zostało trochę czasu do następnej lekcji. Dobra, muszę wziąć się w garść. Teraz nie ma przy niej Tatsuki i innych dziewczyn. Dobry moment by zacząć tą rozmowę. No teraz! Dawaj! Przecież ja tylko chce zagadać. Nie ma w tym nic strasznego. Może potem to będzie trochę krępujące, ale najważniejszy jest pierwszy krok! No już! Nieee. Ktoś do niej podszedł. Świetnie, mózgu. Dziękuje ci. Nie będę mogła z nią pogadać w trakcie drogi do domu, bo przecież będziemy wracać ze wszystkimi. No trudno. Jutro z nią pogadam. Westchnęłam. Do tego czasu te moje myśli mnie zjedzą żywcem.
- Nakajima-san? Od dłuższej chwili dziwnie mi się przyglądasz. Mam coś na twarzy? - niespodziewanie podeszła do mnie. Zaczęłam wymachiwać rękami i mówić, że wszystko w porządku i że jej twarz jest czysta jak łza. - No już dobrze. Wierze ci. - odpowiedziała ze zmieszaną miną, lecz spoważniała po chwili.


Myśli Hime
Coś jest nie tak. Czuje to. Nakajima-san nie zachowuje się jak zwykle. A dzieje się to od lekcji japońskiego...


Dzwonek w końcu zadzwonił, oznajmiając, że koniec 5-minutowej wolności i czas wracać do męczarni w postaci klasowej sali. Wszyscy zaczęli wchodzić, a ja, pogrążona w swoich przypuszczeniach i z miną matematyka, próbującego rozwiązać jakieś bardzo trudne zadanie z pierwiastków, wpadłam na kogoś ( znowu D: ). Przymrużyłam oczy i powoli otwierając najpierw jedno potem drugie, zobaczyłam, że to Ichigo (ha! a to ci niespodzianka xD). Ja to mam farta. Leżałam na nim plackiem. Gorzej już być nie może... Kuffa, zapomniałam ugryźć się w język. Leżeliśmy na samym środku klasy i wszyscy się na nas gapili. Teraz spojrzałam na niego. Nie dość, że ja zburaczona, to on miał twarz, jakby się na słońcu sparzył. Gdzie ta niewidka?! No błagam, dlaczego ja? Boże, czemu mi to robisz?! Jak najszybciej wstałam z niego (jak to brzmi o.o) i przepraszając wybiegłam z klasy. Biegłam i biegłam, aż się trochę zmachałam. Wtedy usiadłam na parapecie. Zaszkliły mi się oczy. Co on sobie teraz o mnie pomyśli... Co cała klasa sobie o mnie pomyśli?!
<Wersja Ichigo>
Właśnie wchodziłem do klasy i nagle uderzyło mnie coś i spadło na mnie. W efekcie ja też się wyglebałem. Okazało się, że to „coś” to ta nowa, Yumiko. Zaskoczony wpatrywałem się w jej twarz i spostrzegłem, że cała klasa na nas patrzy. Super. Kiedy w końcu otworzyła oczy, szybko się podniosła, przeprosiła i uciekła, a ja jak leżąc, tak leżałem. W końcu wstałem i po prostu zająłem miejsce w klasie, a wszyscy nadal się mi przyglądali. Ishida podszedł do mnie.
- Myślę, że powinieneś z nią porozmawiać. Jest nowa i pewnie jeszcze się nie zaaklimatyzowała w naszym liceum. Mogło to być dla niej dość wstydliwe. - poprawił okulary i spojrzał wyczekująco.
- Ale to ona wpadła na mnie. I to już drugi raz. Nie powinna była patrzeć w sufit, gdy wchodziła do klasy. - odrzekłem z grymasem. Po chwili jednak wstałem, bo wiedziałem, że i tak bym tego nie wygrał. Wyszedłem z klasy i zacząłem jej szukać. Po jakimś czasie znalazłem ją, siedzącą na parapecie. Że co? Beczy? Ehh. Czemu zawsze ja muszę być ten pocieszający?
<Teraz wrócimy do Yumiko>
Usłyszałam czyjeś kroki. Odwróciłam się w tamtą stronę. To on? Po co tu przyszedł?
- Hej... Yyyy, to co stało się w klasie, to nie było nic takiego. W końcu każdemu może się zdarzyć. - uśmiechnął się sztucznie.
- Tak wiem, ale trzeba mieć pecha, żeby wpaść na tą samą osobę. - przygnębiona przetarłam oczy.
- No, to może wrócimy jednak do klasy? - spytał z nadzieją w głosie.
- Tak, chodźmy. - wstałam z parapetu i lekko się uśmiechnęłam. To był wręcz wymarzony moment by zacząć z nim Tą rozmowę, a ja? Znowu stchórzyłam... Przez całą lekcję czułam na sobie wzrok wszystkich w klasie. Następne zajęcia tak samo. Gdy wróciłam do domu, nie miałam na nic siły. Położyłam się na pierwszy lepszy mebel.
- Witaj zdechlaku. - Taizo pochylił się nade mną.
- Cze. Posłuchaj, czy mógłbyś mnie zanieść do mojego pokoju? Jestem naprawdę padnięta. - spytałam go błagającym tonem.
- Em... Nie wiem, czy cię udźwignę. - powiedział rozbawiony.
- Jak nie przestaniesz dowcipkować, to zaraz zrobię ci tutaj takie piekło, że dłuuugo będziesz wspominać pobyt w naszych skromnych progach. - ostrzegłam go z miną psychopaty. Widocznie poskutkowało, bo zaraz zaczął powoli mnie podnosić. Wyciągnęłam do niego ręce i... przerzucił sobie mnie na plecy jak bym była jakimś workiem.
- EJ! Co ty wyprawiasz?!
- Powiedziałaś tylko, że mam cię zanieść na górę. Nie w jaki sposób. - odparł, z jeszcze bardziej głupkowato wesołą miną.
- Ehh, co ja się z tobą mam. - stęknęłam ze zrezygnowaniem. Zaczął iść w stronę pokoju. Długo mu to nie zajęło. Czyżbym była aż taka lekka? Weszliśmy do pokoju i najnormalniej w świecie rzucił mnie na łóżko.
- Przesadzasz! Nie jestem lalką, żebyś mógł mną rzucać!
- Oj tam, przyzwyczaisz się. - znowu głupkowaty uśmieszek. - Zawołam cię, jak obiad będzie gotowy. - i wyszedł. On naprawdę doprowadzi mnie do białej gorączki... Faktycznie zostanę do obiadu w pokoju. Z rodzicami przywitam się przy obiedzie. Nie chcę im przeszkadzać, pewnie są zmęczeni. Zapewne zaraz przyleci Emi-chan. Może chociaż narzekania siostrzyczki o brak czasu dla niej, oderwą mnie od Tych przemyśleń.

***

środa, 8 sierpnia 2012

Rozdział V

C-co się dzieje? Brakuje mi powietrza... Chyba zaraz... NIE!... Wiem jedno... MUSZĘ UCIEKAĆ! No rusz się! Jak nic nie zrobię to zginę, zginę! Tak! Biegnę! Zmuszam moje nogi by się nie zatrzymywały. Nie mogę, nie mogę teraz stanąć! Goni mnie... I znowu ten przeraźliwy ryk... Że co? Co on ma w pysku? Czerwoną kulę? Nie. To jakiś laser chyba jest. Celuje tym we mnie! Ouhh! Uskoczyłam w ostatnim momencie. Chyba zbiłam łokieć. Syknęłam z bólu. Odwróciłam głowę. Znowu chce to wystrzelić! Mam pomysł. Bardzo ryzykowny, ale spróbuję. Gdy przygotowywał się do wystrzału zaczęłam biec w jego stronę. Był tak wysoki, że przebiegłam pod nim i sam się okaleczył tym laserem. Udało się!!! Szalone pomysły się jednak opłacają, ale teraz muszę biec dalej. Zaraz, nie mogę biec do domu, bo poszedłby za mną i nawet nie chcę myśleć co by się wtedy stało... Więc biegłam przed siebie, nie wiedziałam gdzie. Po prostu biegłam. Schowałam się za jakimś budynkiem. Wychylam głowę, żeby zobaczyć, czy się zbliża... Ujrzałam tylko błysk i potwór zaczął tak jakby powoli znikać. Spojrzałam do góry i spostrzegłam kogoś odzianego w jakieś czarne, szerokie ubranie. Miał pomarańczową czuprynę i wielki miecz. Oddalał się „skacząc” w powietrzu i coraz słabiej go było widać. Oparłam się o ścianę budynku i zsunęłam na ziemię. Na szczęście już po wszystkim... Mam zawroty głowy i oczy zachodzą mi mgłą... Za chwilę zemdleję...

***

- AAAAAAAA! - wydarłam się na całe pomieszczenie. Gdzie ja jestem? Ach, to mój pokój. Ałaaa, moja głowa... Co się stało? No tak, pamiętam. Potwór, stłuczony łokieć i ktoś, kto mnie ocalił. Pomarańczowe włosy? Czy to nie jest..? Niee. To nie mógł być on... Pewnie to wszystko tylko sen... Więc dlaczego łokieć mnie boli?
- Co się stało?! - nagle do pokoju wpadł Taizo. - O, to dobrze, że się obudziłaś. Spałaś ok. 3 godziny. Czemu krzyczałaś? Wszystko w porządku? - usiadł na łóżko.
- J-ja? Uch. Tak, i to nic takiego... Powiedzmy, że czasami zdarza mi się tak krzyknąć.... Co się właściwie stało? A co z obiadem?!
- Jak wracałaś, to pewnie ktoś cię napadł. A co do obiadu... Pizze zamówiłem. Jesteś głodna? Może przynieść ci trochę? - kiwnęłam głową.
- Ale jak się tu znalazłam? - zdążyłam go zapytać zanim wyszedł.
- Na szczęście sąsiad przechodził tamtędy i przyniósł cię tu. - rzucił przez ramię i wyszedł. No nie! No po prostu wspaniale! Nie dość, że mam rozwalony łokieć (który ktoś mi zabandażował...), to musiał mnie nosić sąsiad, straciłam pieniądze od rodziców, kupione jedzenie i wszyscy się pewnie o mnie martwili, a o Taizo'u to już nie wspomnę. Pewno myśli, że jestem idiotką, bo kto wraca z zakupów i go „napadają”, jeszcze w biały dzień. Zresztą nie mogę mu powiedzieć co naprawdę zaszło, bo by mnie uznał za jeszcze większą kretynkę niż teraz. W zasadzie to nikomu tego nie powiem. I tak nikt nie uwierzy. Rzuciłam okiem na zegarek, 18.52. Wyczołgałam się z łóżka i przebrałam w inne ubrania. Te były trochę brudne, a szczególnie bluzka. Gdy z powrotem usiadłam na łóżko wszedł kuzyn z moją siostrą.
- Onee-chaaan! Nic ci nie jest?! - rzuciła się na mnie, łkając.
- Wszystko dobrze, Emi-chan. - odpowiedziałam, przytulając ją. Spojrzała na mnie i rozpłakała się na dobre. Co jest z tymi dziećmi nie tak?! Gdy człowiek mówi im, że wszystko jest w porządku, to nie powinny ryczeć jak zarzynana świnia, tylko się chociaż uśmiechnąć. Westchnęłam i powiedziałam : - No już, duże dziewczynki nie płaczą... - wtuliła się we mnie jeszcze bardziej. Taizo położył talerz z dwoma kawałkami pizzy na stoliku obok łóżka.
- Chodźmy już, Emi-chan. Yumiko jest pewnie zmęczona.
- Nie!... To znaczy, nie jestem zmęczona. Chciałabym się zająć kolacją i muszę jeszcze położyć małą do spania. - Komatsuzaki stanął przy drzwiach i spojrzał na mnie opiekuńczym wzrokiem. Na mojej twarzy wykwitnął rumieniec.
- Nie ma potrzeby, byś się fatygowała. Nie jestem za dobry w kuchni, ale możesz być pewna, że was nie zatruję. - mruknął spoglądając gdzieś w bok. Otworzył drzwi. - Emiko. - mała zerwała się na równe nogi, też z zamiarem wyjścia z pokoju.
- A-al-ale..! - aż zaczęłam się jąkać...
- Połóż się. - powiedział spokojnie i jednocześnie z naciskiem. - Przyniosę ci kolację jak będzie gotowa. - i zamknął drzwi. Za nimi było jeszcze słychać, jak moja siostra się go pyta, dlaczego też musi iść, bo wolałaby ze mną zostać. Nie usłyszałam jego odpowiedzi. Może dlatego, że już byli na dole. Jeszcze chwilę posiedziałam ze wzrokiem utkwionym w drzwiach, za którymi zniknęli. Taizo dziwnie się zachowywał. Czy to dlatego, ponieważ się o mnie martwił? Albo się na mnie zdenerwował... Bardzo chciałabym poznać odpowiedzi na te pytania, jednak nie mogę go spytać wprost. Otrząsnęłam się z tych myśli, wzięłam kawałek pizzy i łapczywie się w niego wgryzłam. Mmmmm, pieczarki. Mój żołądek chciwie domagał się pożywienia. Kiedy zjadłam te dwa kawałki, opadłam na wyrko, rozłożyłam się wygodnie na całej jego wielkości i przymknęłam oczy. Poleżałam tak z 10 minut i podniosłam się. Przerzuciłam wzrok na biurko. Była tam mała lampka, parę podręczników, kartek, przyborów szkolnych i... i kostka do gry... Czemu by tak nie zagrać? Teraz pobiegłam wzrokiem do futerału z gitarą. Nie. Usłyszałby jak koszmarnie gram... Cóż, nie można wspaniale grać, gdy uczy się tylko 2 tygodnie. Trudno, trochę sobie pobrzdąkam. Gdy wstałam z łóżka zachwiałam się i upadłam z powrotem. Ból głowy wyraźnie nie chce, żebym się ruszała, ale ja nie będę dawała za wygraną! Ponowiłam próbę wstania. Ten ból jest nie do zniesienia... Wiem! Usiadłam na podłodze i przeraczkowałam cały pokój, chwyciłam futerał i poraczkowałam do łóżka, ciągnąc go za sobą. Wpełzłam na łóżko i położyłam futerał na kolanach, otworzyłam go i moim oczom ukazała się bordowo-żółta, drewniana gitara klasyczna. Sięgnęłam po kostkę i przejechałam nią po strunach. Chwyciłam tabulaturę i zaczęłam grać jakiś urywek z piosenki, który pamiętałam z lekcji. Całkiem sprawnie mi to wychodziło. Zagrałam jeszcze kilka piosenek i usłyszałam szczęknięcie drzwi.
- Oho, widzę, że ktoś tu całkiem nieźle gra. - w drzwiach stanął Taizo i trzymał talerz z jakimś jedzeniem
- Może byś tak zapukał, co? - zaśmiał się krótko. Postawił talerz na tym od pizzy. Odłożyłam gitarę z futerałem za siebie. Komatsuzaki usiadł obok mnie.
- Jak długo już grasz? - spytał spoglądając do tyłu na gitarę. - Całkiem dobrze ci idzie.
- Od 2 tygodni. Nie mów mi tego z grzeczności. Dobrze wiem, że kot mógłby do tego miałczeć.
- Ale ja mówię serio. Może nie za dobrze łapiesz te akordy, ale źle nie jest. - i potargał mi grzywkę. Znowu się zburaczyłam i spytałam co takiego mi upichcił, spoglądając ciekawsko na talerz.
- Zrobiłem Dango w sosie. Do tego miskę ryżu i zieloną herbatę. - wzięłam jeden szaszłyk z nabitymi kuleczkami i zjadłam jedną. Taizo uważnie mi się przyglądał. Przestań! Nie lubię, jak ktoś patrzy kiedy jem!
- Smakuje? - kiwnęłam z uśmiechem. - No i widzisz? Mówiłem, że cię nie otruję.
- A czy ja w ciebie zwątpiłam? Jesteś dobrym kucharzem. - klepnęłam go w plecy i syknęłam, bo łokieć mnie zabolał.
- Yumiko! Co jest? - wziął ode mnie szaszłyk i położył go na talerz.
- Łokieć...
- Pewnie się jeszcze nie zagoił. Powinnaś oszczędzać rękę.
- Oj tam, oj tam. - miał taką poważną minę, że musiałam zainterweniować. Chwyciłam jego policzki i je lekko pociągnęłam. - No! Uśmiechnij się! Przecież nic mi nie jest.
- Puść mnie! - a w życiu! Trochę się z nim tak pobawiłam i później chwyciłam jego głowę i drugą ręką „podcięłam mu grzywkę”. - Przestań!
- Bo co mi zrobisz? - zaczęłam go łaskotać.
- Odwdzięczę się. - powiedział tajemniczo. Spojrzałam na niego z przerażeniem. W jednym momencie rzucił się na mnie i zaczął łaskotać. A niech go! Pech, że ja prawie wszędzie mam łaskotki. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak głośno się śmiałam. Zapewne doszło to aż do sąsiadów. - I co? Masz dość? - znów zaczął mnie łaskotać, ale przestałam się śmiać... Widocznie łaskotał mnie w takich miejscach, które już nie są na to podatne.
- Dobra, przestań mnie macać. Ej, a gdzie Emi-chan? - weszłam pod kołdrę, żeby nie mógł mnie dorwać.
- Po tym, jak zjadła kolację, położyłem ją spać.
- Ooo, dzięki. Od razu zasnęła? Ja muszę jej książeczki czytać.
- Mniej więcej. Opowiedziałem jej trochę o krainie snów. Powiedziała, że jak tam jest tak fajnie, to chciałaby już zasnąć i wyprosiła mnie z pokoju. Tylko musiałem jej zostawić lampkę nocną.
- Doprawdy, nie wiem jak ty to robisz... - klepnęłam się w czoło. - Przepraszam, zapomniałam ci pościelić w gościnnym.
- Nie szkodzi. Mogę spać z tobą. Masz duże i wygodne łóżko. - mrugnął do mnie. Co on sobie wyobraża?! Aż zadrżałam na jego słowa.
- N-nie ma takiej potrzeby! Poza tym, ja się bardzo kręcę jak śpię i do tego wstaję rano.
- Zaryzykuję. Chciałbym cię zobaczyć w piżamie... - CO?! J-ja ci dam! To się doigrałeś! Teraz to na pewno ci nie pozwolę! Kurde, burak na twarzy. Wstałam i podbiegłam do drzwi. Zakręciło mi się w głowie, ale przezwyciężyłam to. Wybiegłam na korytarz i do pokoju gościnnego. Szybko je zaścieliłam i pobiegłam do mojego pokoju, a on... BYŁ W SAMYCH BOKSERKACH?!... Z drugiej strony... jest nieźle umięśniony.
- Myślałem, że idziesz się przebrać w piżame. - stałam jak wyryta.
- Pościeliłam ci łóżko w gościnnym! ŚPISZ TAM!
- Aleś ty niedobra. - zrobił minę zbitego psa.
- JUŻ! - wskazałam mu ręką kierunek, gdzie znajduje ten pokój. Powlókł się do wskazanego pomieszczenia ze spuszczoną głową i z (wcześniej zdjętymi) ubraniami w dłoni. - A tak w ogóle, to gdzie ty masz tą walizkę? - jakoś nagle sobie o tym przypomniałam.
- Ach, no tak. Pewnie została na dole. Pójdę po nią. - wszedł do tego pokoju, zostawił ubrania i zszedł na dół. Przytargał swoją własność po schodach i zaniósł do pokoju gościnnego. Patrzyłam na to wszystko obojętnym wzrokiem. Nawet nie pomyślałam, żeby mu pomóc (oj, ja niedobra). - Dobranoc. - warknął i zamknął drzwi. Tak wygodnie mi się stało, że zapomniałam mu odpowiedzieć. Oprzytomniałam i też zamknęłam swoje drzwi. Jakoś przykro mi się zrobiło... Ale to jego wina. Nie trzeba było mi proponować wspólne spanie. No dobra! Nie chcę być taką jędzą, więc dokończyłam kolację, przebrałam się w koszulę nocną i po cichu poszłam do niego. Nie musiałam się tak starać być cicho, bo Emiko (i rodzice) mają pokój na dole. Na tym piętrze byłam tylko z nim. Weszłam i zobaczyłam go smutnego, leżącego na brzuchu w połowie przykrytego kołdrą. Był wpatrzony w pustą ścianę.
- Puk, puk. Mogę wejść? - i tak już stałam w drzwiach, ale to szczegół. Taizo zerwał się z łóżka i spojrzał na mnie jak na ducha. - No co?
- N-nie spodziewałem się ciebie i się trochę... wystraszyłem. - odetchnął z ulgą. - Dlaczego przyszłaś?
- Smutno mi, gdy ty jesteś smutny. - zaskoczyłam go tym. Takiej odpowiedzi najwyraźniej po mnie nie oczekiwał.
- To jednak chcesz ze mną spać?
- NIE! To znaczy... Przyszłam cię przeprosić i... - podeszłam do niego i szybko cmoknęłam w policzek, powiedziałam „Dobranoc” i wyszłam. Niestety nie widziałam jego reakcji. Wróciłam do mojej krainy (czyt. pokoju) i opadłam na łóżko. Dosyć szybko zasnęłam. Śniło mi się, że znów widzę tego kolesia w czarnym kimono, latającego po niebie i znowu ten okropny potwór. Już miałabym być przez niego zjedzona i... ten koleś mnie obronił. Nie widziałam jego twarzy, bo stał do mnie tyłem i przodem to potwora. Pokonał go jednym, czystym cięciem i spytał się mnie, czy nic mi nie jest. Już miał się do mnie odwrócić. Już miałam zobaczyć jego twarz... i budzik zadzwonił. Zaraz normalnie go ROZWALĘ! Ten cholerny budzik parę razy zepsuł mi już kilka snów! Gdzie jest młotek?! Dajcie mi młotek, żebym mogła skrócić życie tej dzwoniącej puszce metalu! Ugh, zaraz się do szkoły spóźnię. Ekstra. Gdzie mundurek?! O, mam. Muszę jeszcze zęby umyć i skarpety założyć. No nic. Włożyłam szczoteczkę do buzi i zaczęłam skakać, zakładając skarpetkę. Jeszcze uczesać włosy! Dobra, skarpetki na nogach. Teraz biegiem do łazienki. Dokończyłam myć zęby i przejechałam parę razy szczotką po włosach. Trudno, nie zdążę się umalować. Wzięłam torbę i zbiegłam z hukiem na dół do kuchni, żeby chociaż herbatę sobie zrobić a tu... szok! Zobaczyłam na stole dużo półmisków. Ryż, sushi, onigiri, zielona herbata i coś tam jeszcze. Myślałam, że to mama, ale gdy spostrzegłam osobę, stojącą przy zlewie... Taizo!... w fartuchu?!
- Ohayo, Yumiko.
- O-ohayo... O której wstałeś, że zdążyłeś mi to wszystko zrobić? I jak wstałeś wcześniej, to mógłbyś mnie chociaż obudzić! No i dlaczego masz fartuch mamy?
- Gomene, ale jesteś urocza kiedy śpisz i nie chciałem cię budzić. Poza tym, co za pytanie, a po co się fartuch zakłada? Nie chciałem się pobrudzić, bo niestety mało ciuchów spakowałem.
- Baka. - zasiadłam do stołu i zaczęłam wcinać sushi. Było naprawdę dobre. Jeszcze miska ryżu, gryz onigiri, łyk herbaty i mogę iść. - Rodzice jeszcze nie przyjechali?
- Pewnie zaraz będą. Nie jedz za szybko, bo się zakrztusisz.
- Dobrze mamusiu. - zaśmiałam się, a on zrobił focha. - Muszę lecieć. Dzięki za śniadanie! - wstałam i ubrałam buty.
- Zawsze do usług. - zdjął fartuch i z powrotem go schował. - Jak przyjdziesz do domu, to nie wspominaj cioci, że go ubrałem, ok?
- Hai, hai... Pa! - wyszłam z domu. Hmmm... Może spotkam Ichigo po drodze? Trochę przyśpieszyłam kroku. O! Miałam rację!
- Ichigo! - zawołałam. Odwrócił się i poczekał na mnie.
- Yo, Yumiko.
- Ohayo, idziemy? - kiwnął głową, jak zwykle sztywny. Nagle opadł mi na twarz sterczący kosmyk włosów. Że też go nie zauważyłam! Przyklepałam go dyskretnie ręką, a ten jak na złość nie chciał się ułożyć! Coraz mocniej jeździłam ręką po włosach i zdałam sobie sprawę, że Ichigo cały czas się mi przygląda. Patrzy się na mnie jak na jakąś idiotkę.
- Co ty robisz? - spytał jakby nigdy nic. Zaczerwieniłam się aż po czubek głowy.


Myśli Truskawka
Rany, dziewczyny naprawdę przesadzają, co do swoich włosów.


- N-nic takiego! Naprawdę! Nie zwracaj uwagi! - westchnął. Głupi kosmyk!
- Kurosaki-kun! Nakajima-san! - zobaczyliśmy z tyłu Orihime. Podbiegła do nas. Przywitaliśmy się i dalej szliśmy już we trójkę.

***