środa, 31 lipca 2013

Rozdział IX

Siemka ^^ Kolejny rozdzialik ;D 
_______________________________________________
- Co się tam działo na górze? - zdziwił się tata. Nie wiedziałam, że aż tak będzie słychać mój śmiech...
- A nic takiego! Etto... No bo Taizo..ee... opowiedział mi strasznie śmieszny kawał! Tak! Bardzo śmieszny! Haha! - zaczęłam improwizować, ale chyba to kupią...
- No proszę! Skoro był taki śmieszny, to też bym się pośmiał. - cholera! - Opowiesz go nam? - przecież nie mogę im powiedzieć, że zapomniałam. Pozostaje znowu grać na zwłokę...
- Yh.. bo..ten...e.. ¹był taki jeden co trafił na loterii numerki... 2 i 9. On się bardzo ucieszył i odebrał nagrodę, a gdy w domu ją rozpakował, okazało się, że wygrał kawałek mięsa! - nastała cisza. - Śmieszne nie? Hahahaha!
- Śmiejcie się. – tata „potajemnie” powiedział do mamy i Emi-chan. - Haha, faktycznie, bardzo śmieszne! Ale ten Taizo ma poczucie humoru!
- Hahaha racja, racja! Pewnie po ²Meijim-san! - Mama ma strasznie sztuczny śmiech, gdy nie śmieje się naprawdę...
- Nie rozumiem... Ale i tak to jest śmieszne! Hihihaa! - Emiko, jesteś taka urocza...
- Dziękuję za posiłek! - wystraszyłam się i uciekłam do kuchni. - Ee? Yumiko?
- K-k-kto t-to? - wychyliłam głowę. - Taizo?! - jak on mógł tak szybko zjeść to wszystko i bezszelestnie zejść na dół?! Przestałam się już bać, ale za to bulwersowała we mnie złość. - Taizooo! - podeszłam do niego powolnymi, ciężkimi krokami. - Więcej tego nie rób!!! - palnęłam go w głowę.
- Itetete. Gomenasai! Gomenasai! Gomenasai! - spojrzał na mnie wielkimi oczami... Ty, czekaj. Zupełnie tak jak Emi-chan!
<Przenieśmy się teraz do tej pory dnia, której Yumiko zazwyczaj siedzi w swoim pokoju>
- A więc! - zakrzyknęła Emi. - To są podstawowe rzeczy, które musisz wiedzieć o Tajnikach Robieniu Wielkich Oczu! - pokazała wskaźnikiem na małą tablicę.
- Ym! - potaknął Taizo, siedząc po turecku.
- Czeka cię jeszcze wiele nauki, ale nie martw się! Powoli dążysz do tego, by być mistrzem! Takim, jak ja! Ohohohohoho! A teraz pokaż mi, to, czego się nauczyłeś od początku twojego przyjazdu do nas! - Emi-chan usiadła naprzeciw kuzyna. - Co robisz najpierw?!
- Hai! Wyciągam dyskretnie krople do oczu i gdy ofiara nie patrzy, używam ich! - Taizo wyjął małą małą buteleczkę, obrócił się do tyłu i wkropił po jednej.
- Co dalej?!
- Symuluję płacz i szlocham! - może ominiemy ten punkt...
- Następnie?!
- Przybliżam twarz do ofiary i robię Wielkie Oczy! - jak powiedział, tak się stało.
- K-kawaii! J-jesteś gotowy. - rzekła z zauroczeniem. - I nie zapominaj, że możesz jeszcze dodać drżący podbródek!
- Oczywiście! - Taizo wrócił do normalności i przetarł ręką sztuczne łzy.
<Wracamy>
- T-taizo?! Co ci się stało w oczy? - na pewno maczał w tym ten mały potwór!
- G-gomenasai! Nie chciałem cię przestraszyć. wybaczysz mi? - gdy na niego patrzę... KAWAII!!! N-nie mogę się oprzeć!
- Wybaczam! Wybaczam! Tylko błagam! Przestań! - zakryłam ręką twarz (chyba łatwo się domyślić, jakiego miałam ją koloru).
- Dobrze! - ucieszył się kuzyn. - To ja idę pozmywać. - wziął swoje półmiski. - Gdy skończę, wezmę również wasze.
- Ależ nie musisz! - mama lubi zmywać.
- Obiecałem, że przez miesiąc będę mył naczynia, ale nie tylko w moim domu.
- Czyli, że będziesz przez ten tydzień mył nasze naczynia? - nie dało się ukryć, że tata był zadowolony tą sytuacją. - Skoro mama ma teraz wolny wieczór, to może gdzieś wyskoczymy?
- No dobrze... - biedna mama. - To chodźmy, Emi-chan, Yumi-chan.
- Ja nie mogę, boo... mam sporo kartkówek w najbliższych dniach. - nie lubię naszych „wypadów na miasto”. Zawsze kończy się tym, że rodzicie się o coś pokłócą. Czy to w kręgielni sklepie, aucie, a nawet na chodniku. Bo tata jest trochę niedojrzały i mama zawsze stara się go wrócić na ziemię.
- To się ucz, a my spędzimy cudowny wieczór. - nieudana próba taty przekonania mnie do wyjścia.
- Bawcie się dobrze. - pokazałam im palcami „pokój” i poszłam do siebie. Tata udał rozczarowanie na twarzy i wyszli ze skaczącą (z radości) Emiko. A tak naprawdę, to nie mam żadnych kartkówek. Dlatego nie wiem, co ze sobą zrobić... Może... może mogłabym pomóc kuzynowi w myciu tych naczyń? No pewnie! Będzie miał mniej roboty i szybciej się z tym uwiniemy razem. Dlatego zeszłam z powrotem na dół. Zastałam go mocno skupionego na swoim zadaniu. Haha! Wiem! Zaskoczę go tak samo, jak on zaskoczył mnie! Bo jak się mówi: Oko za oko i ząb za ząb!
- Heej Taizo! - dla lepszego efektu położyłam mu jeszcze rękę na ramieniu.
- Co jest? - odwrócił głowę ze zdziwieniem. - Mogłabyś tak nie krzyczeć? - n-nie przestraszył się?! A to ci dopiero!
- Aaa nic takiego. - czy jestem zażenowana sytuacją? Oo tak i to bardzo. - Widzisz, chciałam ci pomóc przy zmywaniu naczyń...
- Dzięki, to umyj pozostałe, a ja sobie odsapnę. - Moja mina = Are you f**king kidding me?! - Żartowałem, żartowałem. Hehe. Umyjesz połowę, ok?
- Dobra, niech będzie. - I zaczęło się wielkie mycie. Było sporo piany. Taizo dla zabawy wziął w ręce pianę i dmuchnął we mnie, po czym powiedział, że mi ładnie z pianą we włosach i rumieńcami na twarzy. Ja mu się odwdzięczyłam tym samym. Bawiliśmy się jak dzieci. Zrobiło się ślisko na podłodze, a ja zrobiłam sporo piany, by pacnąć mu później w twarz. Tak więc kiedy ją dyskretnie zgarnęłam w lewą rękę, zamachnęłam się i trafiłam w jego twarz, ale zamach był zbyt gwałtowny i poślizgnęłam się. W ostatnim momencie chwyciłam się ręki Taizo'a. Także wyglebaliśmy się razem. Najgorsza była pozycja, w której leżeliśmy. Kuzyn był na mnie plackiem i to tego byliśmy mokrzy. Taa. Fart za fartem, no nie? Gdy spojrzałam w dół, zobaczyłam swój stanik... Ooo nie, nie, nie! Durna biała bluzka z materiału! Taizo miał jeszcze głowę na moim ramieniu.
- Itetetete... - stęknął. Chwyciłam jego głowę i przycisnęłam do ramienia. - Y-yumiko?! Co jest?!
- Proszę! Nie podnoś się!
- Dlaczego?!
- Bo...bo..nie mogę ci powiedzieć!
- Świetnie... Nie wygłupiaj się! Serio chcę wstać! Mam twarz w pianie i to nie jest komfortowe tak na tobie leżeć!
- A myślisz, że mi się to podoba?! Słuchaj, mam pomysł. Ale nie możesz oderwać głowy od mojego ramienia. Spróbuj się podnieść i wziąć mnie jednocześnie. Będę się trzymała twojej szyi.
- Dobra. - zarzuciłam mu swoje ręce na szyję i nogi wokół bioder. Powoli podnosiliśmy się z podłogi. Kiedy on już wstał to chwycił mnie za nogi, bo zjeżdżałam (ta, macie racje, miałam spódniczkę x.x ). - Co teraz?
- Postaw mnie, ale jeszcze cię nie puszczę. - Wyciągnęłam lewą rękę, wzięłam suchą szmatkę i położyłam mu ją na twarzy. - I tak masz zostać, do puki ci nie powiem.
- Ale po co to wszystko? - puściłam go, a on już zaczął zsuwać tą ścierkę.
- Mówiłam ci! Nie zdejmuj jej, proszę! Zdejmiesz ją wtedy, kiedy usłyszysz trzaśnięci drzwi, zgoda?
- Uhh, no ok! Niech ci będzie. - patrzyłam na niego jeszcze pewien czas i w końcu pobiegłam. Kiedy przebiegałam przez korytarz trochę ze mnie kapnęło wody. Wbiegłam do łazienki i zatrzasnęłam drzwi. Rozebrałam się, powiesiłam ubrania na suszarce. Zaczęłam się wycierać ręcznikiem. Kurde, nie mam tu żadnych ubrań. Zawinęłam się w ręcznik i wystawiłam głowę za drzwi. Pusto. Teraz biegiem po schodach. Uhuu, czemu weszłam do tej łazienki na dole...
- Yumiko? - Ksuuu! Zauważył mnie!
- Z-zaraz do ciebie zejdę. - I z prędkością światła wbiegłam na górę do pokoju. Wrzuciłam na siebie jakieś pierwsze lepsze ciuchy (ciemną długą bluzkę na ramiączka i spodnie do kolan) i zbiegłam na dół.
- Już jesteeem! - po drodze wzięłam mopa. Zabrałam się do wycierania podłogi. Kuzyn nic nie mówił, tylko cały czas świdrował mnie wzrokiem. - O-o co chodzi?
- A nic takiego. Tylko zobacz... - wziął do ręki tą samą ścierę, co mu walnęłam na twarz i... w którymś miejscu przeszył ją palcem. TA ŚCIERA MIAŁA DZIURĘ?! - Ahahahaha! Szkoda, że nie widzisz swojej miny! A w ogóle to ona też prześwituje, wiesz? - przybliżył ją do siebie. - Widzę cię przez nią! - i tak w ogóle to co znaczyło to TEŻ?! - No co? Ale przyznam, że w mokrym ci do twarzy...
- K-KOROSU! - z mordem w oczach zaczęłam się powoli do niego zbliżać.
- Proszę, wybacz mi! - znowu zrobił wielkie oczy! Shimatta! - Ale serio ładnie wyglądałaś!
- W-w-wiesz co? Mam dość. Posprzątajmy to i wróćmy do swoich pokoi. - I teraz stała się rzecz, której nie mogę zrozumieć. Przytulił mnie. W najmniej spodziewanym momencie. - O co tobie chodzi?
- Gomen. - przylgnął do mnie jeszcze mocniej (kawaii *w* przp. Aut.). Też się do niego przytuliłam. I tak trochę postaliśmy. 
- Dobra. Chyba trzeba tutaj jednak zrobić porządek, nie sądzisz? - odsunął się.
- Masz rację. No, to ty zajmij się podłogą, a ja pozostałymi talerzami.
- Ej. Czemu ty tu wydajesz rozkazy?
- Wiesz, jest ku temu wiele powodów. - I tak się sprzeczaliśmy i sprzątaliśmy jednocześnie. Dużo tego nie było, więc szybko wszystko zrobiliśmy. - Too, co robimy teraz? Na prawdę chcesz przesiedzieć resztę wieczoru w pokoju?
- Raczej nie... Może chodźmy przed telewizor?
- Niech będzie. - pogłaskał mnie po głowie. - Amai :) - Westchnęłam i poszliśmy do salonu. Chwyciłam pilota.
- Jaki chcesz program?
- Jakikolwiek. Obojętnie.
- To włączę przyrodniczy, hyhy.
- Wredota.
*...i po zapłodnieniu samica pająka zjada swojego partnera...*
- Co ty włączyłaś? Hahah.
- Cicho! Już przełączam. O! Jest film z Brusem Lee!
- W końcu coś normalnego. Pozwolisz, że... - położył głowę na moje kolana.
- Chigau! - no chyba śnisz, jeżeli miałabym ci na to pozwolić! Odepchnęłam go. - Oglądaj film. - westchnął i usiadł. - Gdybym zasnęła, to mnie obudź.
- Spoko. - Po jakiś 10 minutach już niestety spałam.
<Z perspektywy Taizo>
Oho, chyba śpi. Wezmę koc i ją przykryję. Oo, spory ten kocyk. To ja też się pod niego wcisnę :3 Przyciszę też TV...


***

Szczęk zamka i otwieranych drzwi. Rodzice i siostra Yumiko wrócili do domu.
- O, a co tak ciemno? - spytał się tata.
- Mamo, tato, chodźcie zobaczyć. - szepnęła zachwycona Emiko. Otóż na kanapie w salonie spała dwójka przytulonych do siebie nastolatków. - Słodcy, prawda?
- Aż miło popatrzeć! - rzekła ucieszona mama. - Zostawmy ich tak. Tylko nastawię Yumi-chan budzik odpowiednio wcześniej, żeby mogła się rano wyrobić.
- Ale telewizor im zgaśmy. Lampki nocnej nie potrzebują. - zażartował tata i zrobił, jak powiedział.


***

BONUS: Za kulisami.
- E, czemu ja zawsze upadam na kogoś? To już jest przesadą. Może zmienimy scenariusz? - „Nakajima Yumiko”
- Nie, no co ty. Ale tak poza tym. Twój ostatni upadek naprawdę mi się podobał... - „Komatsuzaki Taizo”
- Serio chcesz zginąć?! - „Nakajima Yumiko”
- Nie za bardzo. Jestem zbyt dobrym aktorem. No i byś miała na karku moich adwokatów, więc odradzam... - „Komatsuzaki Taizo”
- Lepiej uważaj! - „Nakajima Yumiko”
- Dobra! Co tam się dzieje?! O co wam znowu chodzi? - Reżyser
- Wiesz, nie podoba mi się to. Te wszystkie upadki i w ogóle. I ja już z nim nie wytrzymuję! Ostatnia scena była do bani pod każdym względem! Nigdy więcej nie będę z nim siedziała pod kocem! - „Nakajima Yumiko”
- Ale przecież to świetnie wyglądało! Jak nie wierzysz, to zapytaj widzów. - Reżyser
- Nie obchodzą mnie. Ma być tak, żebym już nigdy nie zbliżyła się na taką odległość do tego zboczeńca! - „Nakajima Yumiko”
- Zobaczę, co da się zrobić, ale niczego nie obiecuję. - Reżyser
- Ej! Czemu my dzisiaj w ogóle się nie udzielaliśmy? Już mnie tyłek boli od siedzenia na tym krześle. - Kurosaki Ichigo
- Właśnie. - Shihōin Yoruichi
- Spokojnie. I tak nic na ten czas nie robicie. Seria Bleach jest na wstrzymaniu. - Reżyser.
- Przyniosłam słodką fasolkę! Ktoś by miał ochotę? - Inoue Orihime
- Jestem tak wkurzona, że poproszę. - „Nakajima Yumiko” - Całkiem spoko.
- Dobra ludzie koniec na dziś! Wszyscy się zbierać! - Reżyser - To do następnego. - Reżyser do widzów.


¹Niku (mięso) można zapisać cyframi 2 i 9
²Tata Taizo'a.


***

niedziela, 30 czerwca 2013

Rozdział VIII

Hejoo! Teraz będę pisała o wiele częściej ;) Wakacjeeeee!
__________________________________________________
Gdy dotarli do sklepu, wszyscy zebrali się przy okrągłym stole, żeby podyskutować o Yumiko.
- Myślę, że Ishida-san ma rację. Obserwujcie ją, a gdy coś zauważycie, powiadomcie mnie o tym. - odpowiedział Urahara, kiedy wysłuchał wszystkich podejrzeń i informacji o Nakajimie.
- Urahara-san, nie sądzisz, że shinigami też powinni ją obserwować? Gdy my jesteśmy w naszych domach, ona może robić, co zechce. - zasugerował Ichigo.
- Kurosaki, shinigami mają dużo poważniejsze sprawy, jak zaglądać pewnej licealistce przez okno, gdy jest w domu. Skoro tak bardzo ją lubisz, to może ty będziesz to robić? Jako zastępczy shinigami, oczywiście. - Urahara uśmiechnął się znacząco, a Marchewek zrobił się różowy ^^
- O-o czym ty mówisz?! A nawet jeśli, nie mógłbym, ponieważ po szkole patroluję miasto i zabijam Pustych! - Ichigo wykrzyknął to tak szybko i z tyloma zająknięciami, że każdy gapił się na niego jeszcze parę sekund. - No co? - burknął spoglądając w bok z założonymi rękami.
- Faktycznie. - spoważniał Urahara. - Ale sądzę, że obserwowanie w szkole zupełnie wystarczy. Chociaż, podczas patrolowania miasta mógłbyś czasem zerknąć na jej dom. Wiesz, gdzie mieszka.
- Hai... - Marchewka chyba nie był zbytnio zadowolony z takiego obrotu wydarzeń.
- Trochę kiepska sprawa. - wtrąciła dotychczas milcząca Yoruichi. - ...Mogłabym ją dopatrywać, kiedy was nie będzie w pobliżu. Jeśli chcecie.
- Dobrze. I pamiętajcie. Nie interweniujcie sami, lecz także miejcie się na baczności.
- Hai. - zgodzili się wszyscy. Jak wychodzili, Yoruichi zmieniła się w kota i kiedy każdy poszedł w swoją stronę, Orihime odprowadziła ją pod dom Yumiko. Gdy Inoue się z nią pożegnała, kotka wskoczyła na murek i ułożyła się wygodnie. Stamtąd miała dobry widok na wszystkie okna.
<W tym samym czasie>
- Tadaima... - rzuciłam i od razu poszłam do pokoju. Usiadłam na łóżku i zdjęłam buty. Torbę położyłam gdzieś na bok. Włączyłam sobie MP3-kę i położyłam się.
- Yumiko? To ty przed chwilą weszłaś? - Taizo wychylił głowę zza drzwi. - Haaalo? - zapukał. Ja nadal nic. Podszedł i stanął nade mną.
- Oh, ohayo, Taizo. Wybacz, zamyśliłam się... - wyciągnęłam jedną słuchawkę z ucha.
- Nic się nie stało. - wyszczerzył zęby. - Chciałem ci tylko przekazać nowinę. Wiesz, że za ok. 3 dni już wyjeżdżam, nie?
- No tak.
- Niespodzianka! Mój pobyt u was przedłużył się o tydzień!
- To świetnie! - tak się ucieszyłam, że go przytuliłam. Oboje strzeliliśmy po buraku.
- Spokojnie! Heh... - Kiedy się już od niego odkleiłam, usiedliśmy obok siebie na łóżku. - Nawet nie wiesz, jak długo musiałem przekonywać moją mamę. Użyłem wszystkich argumentów i do tego obiecałem, że będę zmywać naczynia przez miesiąc.
- Co? Na serio nie wolałeś wrócić do domu?
- Niee. Pięć dni to stanowczo za mało. Poza tym, lubię tu być. Robić ci śniadanie. Sprawiać, że jesteś czerwona na twarzy, tak jak teraz... Ale jedno mnie zastanawia. Nie mówisz mi czegoś. Od tego wypadku z napaścią jesteś bardzo zamyślona. Wiem, że to nie moja sprawa, ale trochę się martwię... - zapadła cisza.
- Nie, no coś ty. - musiałam w końcu coś powiedzieć. - Po prostu myślę o tej nowej szkole, ostatnio popełniam same gafy. Nie mogę się skupić... - Taizo sprawiał wrażenie zawiedzionego moją wypowiedzią, lecz po chwili rozweselił się. - Ano, chciałabym zostać na trochę sama...
- Hai, hai. - i wyszedł. Opadłam na łóżko. Wetknęłam sobie drugą słuchawkę i zamknęłam oczy. Może poczekać z moim planem do jutra? No bo czy to musi być dzisiaj? Albo czy nie pójść z Taizem... Nie! Mowy nie ma! A jak się mu coś stanie?... Wróciłam myślami do tamtego momentu. Ciarki przeszły mi po całym ciele... Zaraz, tak w ogóle to czemu ludzie, którzy byli tam ze mną, nie zwracali uwagi przed czym uciekają? Znaczy, dlaczego tylko ja się na niego patrzałam? Czyżby inni go nie widzieli? Dosyć dziwne... Może spróbuję go narysować. Wstałam, wzięłam kartkę, ołówek i usiadłam przy biurku. Wyjrzałam na chwilę przez okno. Oh! Jakiś kotek usadowił się na naszym murku! Hmm... mam wrażenie, że ciągle na mnie spogląda... Eh, to pewnie tylko przywidzenie. Zabrałam się za rysowanie. Gdy skończyłam, wyglądało to na rysunek pięciolatka... To jeszcze raz... No, teraz trochę lepiej. I jeszcze tylko dorysować tą dziurę na środku... Gotowe. Im dłużej się patrzę na ten rysunek, tym bardziej się zastanawiam, dlaczego go zrobiłam. Nie wiem. Najlepiej schowam go do którejś z szaf. Potem znowu spojrzałam w okno. Ten kotek nadal tam jest, ale chyba usnął. Może by tak dać mu coś do jedzenia? Wyszłam z pokoju i na palcach pobiegłam do kuchni. Wzięłam 3 herbatniki i włożyłam w woreczek. Ostrożnie wybiegłam na korytarz, ubrałam jakieś kapcie... No jasne, zapomniałam zdjąć mundurek. Mądra ja. Ale tam, przecież tylko wychodzę na podwórko. Gdy już chwyciłam klamkę do drzwi wyjściowych...
- Onee-chan. Co robisz? - Emiko stała tuż za mną. Pewnie zwabiły ją te herbatniki.
- E-emi-chan! Zaraz wrócę.
- A gdzie idziesz? Czemu w kapciach? I dlaczego masz ze sobą... - powąchała powietrze. - 3 herbatniki?
- Bo to zajmie mi tylko chwilę. No i mogłabym zgłodnieć po drodze. Hehe... Zaraz wracam! - zapewniłam i szybko wyszłam. Kiedy znalazłam się na podwórku, zaczęłam szukać tego kociaka. O, jest. Podeszłam do niego. Chyba poczuł, że się zbliżam, bo gdy tylko go zauważyłam, on już na mnie patrzył. Kucnęłam jakieś 4 metry od niego i zaczęłam wołać „kici, kici!”. Jednak na nic się to nie zdało. Więc pokazałam, że mam herbatniki. Ciągle nic. Westchnęłam, okrążyłam go łukiem, żeby się nie spłoszył i położyłam ciasteczka na murku trochę dalej od niego. Cały czas mi się przyglądał, ale koty tak mają. Ponownie westchnęłam i wróciłam do domu. Jak jeszcze raz wyglądnęłam przez okno w moim pokoju, żeby zobaczyć, czy je zjadł, nie było go i zdaje się, że ciastek też nie. Nawet woreczek zniknął. Pewnie poszedł je zjeść gdzieś w ustronne miejsce.
<Potowarzyszymy Yoruichi>
Ciastka. Zabawne. Niby po co osoba podejrzewana o to, że nie jest człowiekiem, miałaby mi dawać ciastka. Może ona wie, że ją podejrzewamy i chciała mnie otruć. Najlepiej, jeśli zaniosę je do Kisuke.
<Później w sklepie>
- I co o nich myślisz? - spytała Yoruichi.
- Wyglądają jak zwykłe herbatniki. Jinta, Ururu! Przyjdźcie tu na chwilę!
- Czego chcesz? - krzyknął chłopiec, kiedy już przyszli.
- Mam dla was herbatniczki. Podzielcie się. - Kisuke podał mu woreczek. Hanakari spojrzał na niego podejrzanie, ale wziął pakunek. Kiedy chwycił jeden i przybliżył go do twarzy, każdy uważnie mu się przyglądał.
- O co chodzi?!
- Nic, nic. Kontynuuj. - zapewnił Urahara. Jinta ugryzł kawałek, a po chwili wciągnął całe. Kobieta-kot i właściciel sklepu odetchnęli z ulgą.
- Więc nic nie było w tym ciastku. Ona je po prostu dała bezdomnemu kotu. - stwierdziła Shihōin.
- Równie dobrze to mogłaby być zmyłka. - rzucił Kisuke.
- Uh, mam już dość tych zgadywanek. Najchętniej przyprowadziłabym ją tu i trzymała tak długo, aż coś powie. - żachnęła Yoruichi.
- Prościej będzie, jeśli poczekamy. Ale dobrze, że jednak przyniosłaś tu te ciastka. Jak na razie, to plus dla niej.
- Lepiej wrócę ją obserwować. Oczywiście, jeśli nie zasnę. Ostatnio źle sypiam. - rzekła shinigami w kociej skórze i pobiegła z powrotem pod dom naszej Yumi.
<I znowu powrócimy do niesłusznie podejrzewanej bohaterki>
Dochodzi 18.00. Nabrałam ochoty na coś słodkiego. Ale chyba zostały tylko te herbatniki... O nie. Nie wyjdę z domu, żeby kupić Pocky. Za duże ryzyko. Suche ciastka muszą wystarczyć :c Leniwie zeszłam po schodach na dół i powlokłam się do jadłodajni. Zastałam tam mamę.
- Yumi-chan, zaraz będzie kolacja.
- Dobrze. Tylko wezmę jednego herbatnika...
- Przecież ci powiedziałam, że zaraz będzie kolacja. Dlaczego chcesz coś jeść przed kolacją? Przecież to nie stosowne!
- Okaasan, ale to tylko suche ciastko... No dobra, niech ci będzie. - schowałam je z powrotem do opakowania. - A gdzie jest Taizo?
- Chyba poszedł do swojego pokoju. Czemu pytasz? Pewnie się cieszysz, że zostanie na dłużej, co?
- HAI! - krzyknęłam uradowana z bananem na twarzy. - To znaczy... hai...
- Ara, więc jednak się bardzo cieszysz. - powiedziała z uśmiechem.
- Czy ty coś sugerujesz? A zresztą, nieważne. - wypuściłam głośno powietrze i usiadłam przy stole kuchennym. Pomogłam trochę mamie z nakładaniem potraw, i później zaczęłam wszystkich wołać na jedzenie.
- Taaizoo! Chodź na kolację! - nic. Zawołałam jeszcze raz. Też nic. Czym on się tak zajął, że nie odpowiada? Wkurzyłam się i poszłam do jego pokoju. Weszłam bez pukania.
- Hej! Nie słyszałeś, jak cię wołałam? - zastałam go leżącego na łóżku, odwróconego plecami. Podeszłam bliżej. Zasnął. Oh! Wygląda tak słodko. A ja się tu drę na niego. Jeszcze mogłam go obudzić. Widocznie ma twardy sen. Po cichu wyszłam na korytarz. Najlepiej, jak zaniosę mu tą kolację, i wtedy obudzę. Zeszłam i wyjaśniłam rodzicom, że kuzyn z nami teraz nie zje, bo śpi.
- Hoho! Nie wiedziałem, że ten chłopak, to taki śpioch. - stwierdził tata. - Emi-chan powinna brać z niego przykład.
- Papa! To za wcześnie! Ja chcę iść spać później! - mała zaczęła podskakiwać.
- No już dobrze. Możesz iść do łóżka odrobinkę później.
- Łiii! - Emiko przytuliła tatę i wtedy mama podała już kolację. Kiedy skończyliśmy, wzięłam tackę i położyłam na niej wszystkie półmiski, które miał dostać Taizo. Poszłam do niego na górę. Gdy weszłam nadal spał (tylko na drugim boku), więc postawiłam wszystko na stoliku obok łóżka i zaczęłam go budzić, szturchając w ramię. W pewnym momencie zrobił zupełnie nieoczekiwany ruch rękami (nadal spał), złapał mnie za biodra i przytulił się. Tym samym zmusił, żebym położyła się obok niego. Kurde, a mogłam nie stawać tak blisko tego łóżka! Było mi strasznie głupio. Do tego zauważyłam uśmiech na jego buzi. To sobie pomyślałam, że to żart i on tylko udaje, że śpi.
- Ej! To nie jest śmieszne! Puść mnie! - Powoli otworzył zaspane oczy (czyli jednak naprawdę spał...) i spojrzał na moją twarz, potem na swoje ręce, obejmujące mnie w pasie. Stanął na łóżku, jakby go ktoś wrzątkiem polał.
- G-gomenasai! Co się właściwie stało? - spytał zdezorientowany. - Również wstałam z łóżka, ale nie tak gwałtownie.
- A nic takiego. Przyszłam dać ci kolację, to się do mnie mocno przytuliłeś i musiałam się położyć obok ciebie. - Jak mówiłam to zdanie, Taizo strzelał coraz większego buraka. Nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem.
- Z czego się śmiejesz?!
- W-wyglądasz-hahaha-jak-haha-dojrzały-hahahah-pomidor!!! Hahahahah! - Ledwo co się powstrzymałam od puszczenia łezki. Kiedy już ochłonęłam, powiedziałam smacznego i wyszłam.



***

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozdział VII


O-H-A-Y-O ! W koońcuuu powstało to cudo ;3 Miłej lekturki ^^
____________________________________
Następny dzień.
Ranek.
Budzik dzwoni.
Jebs młotkiem, i już przestał.
Pół godziny później.
Powoli otwieram jedno oko, potem drugie i zobaczyłam szczerzącą się twarz Taiza, wypełniającą całą moją przestrzeń wzrokową. Zrobiłam gwałtowny ruch ręką i Taizo oberwał po głowie.
- AŁŁ! - zawołał, masując się po łebku. - Zgłupiałaś??!! - Z wyrzutem popatrzył na mnie, a ja nie za wiele myśląc nad tym, co zrobiłam, poszłam dalej kimać.
- Hej! Tylko teraz mi nie zasypiaj! Wstawaj! Ale to już! - chwycił za kołdrę i mocno pociągnął. Sekundę wcześniej złapałam za róg kołdry, ale był za silny. Sturlałam się na podłogę, dalej ją trzymając.
- Wstawaj. No już ty śpiochu. Bo jak nie... - zaczął mnie turlać, a że dalej trzymałam kołdrę zrobił się ze mnie naleśnik.
- Przestań! Już wstaje już wstaje! - zaśmiał się i mnie odwinął. - Dobra, a teraz sio. Muszę się ogarnąć, bo wyglądam jak Hermiona. Wyjdź. - Niewzruszony stał dalej, we mnie wgapiony. Zniknął mu ten uśmieszek. - Słyszysz? No wyjdziesz, czy nie? - pomachałam mu ręką przed oczami.
- Yumiko, co się dzieje? - złapał moją rękę. Zatkało mnie trochę to pytanie. - Wczoraj na obiedzie byłaś strasznie pogrążona w myślach. Mogę wiedzieć dlaczego?
- T-to nic takiego. Czasami mi się zdarza tak głębiej pomyśleć. - Zaśmiałam się histerycznie. Pewnie tego nie kupił. Spojrzał na mnie oczami pełnymi smutku. - N-no co?
- Dlaczego kłamiesz? Mnie możesz powiedzieć wszystko. Co prawda znamy się parę dni, ale przez ten krótki czas bardzo cię poznałem... - Odwróciłam od niego wzrok. Nie mogłam mu teraz spojrzeć w oczy. Po prostu nie mogłam. Gdybym to zrobiła, powiedziałabym wszystko. Co do joty. Obiecałam sobie, że nikomu tego nie powiem, dopóki nie porozmawiam z Orihime i Ichigo. Jego oczy są jak serum prawdy. Przy nim trudno jest skłamać, przynajmniej mi. Gdy tak wlepiał we mnie te swoje gały, looknęłam na zegarek. O nie! Zaraz się spóźnię! (Jak zwykle...).
- Słuchaj, możemy ta rozmowę przełożyć kiedy już wrócę? Bo naprawdę mam mało czasu, muszę się śpieszyć, jeśli chcę zdążyć. - Westchną i wyszedł bez słowa. Bardzo źle się z tym czuję. Ale już nie mam czasu nawet na myślenie! Doobra! Wszystkie sprawy higieniczne i związane z ubraniami wykonałam w tempie na maksa przyspieszonego. Zbiegłam na dół jak strzała. Tylko buty i już biegnę do szkoły. Ten ranek był naprawdę piękny. Eh, tak żałuję, że nie wstałam wcześniej. Mogłabym zachwycać się tym widokiem dłużej niż 5 sekund. O! I już widać szkołę! Jeszcze parę metrów! Jestem na środku dziedzińca i nagle... bęc. Kurrde, upadłam. Moje kolano... i głowa... i wszystko. Ja to mam farta. Potknąć się o własne nogi. Dobrze, że nikt tego nie widział, bo było już po dzwonku. Wstałam, otrzepałam się i biegłam dalej, lekko utykając.


Myśli Orihime
Ehh, Chyba Nakajimy-san dzisiaj nie będzie... A szkoda, bo zrobiłam nowe danie z fasolki.

Mysli Ichigusia
Ciekawe gdzie Yumiko. Nie, żebym się tym zbytnio przejmował...


Matko, moje nogi... No w końcu jest ta klasa. Czemu akurat teraz mamy zajęcia na ostatnim piętrze?! Wpadłam do klasy jak oparzona. Wszyscy na mnie spojrzeli.
- P-przepraszam za spóźnienie... - pochyliłam się i usiadłam za Hime. Dobra, pogapiliście się już. Teraz proszę wzrok na panią, bo to krepujące.
- Yumiko, powiedz, dlaczego się spóźniłaś? - spytała się nauczycielka.
- Zaspałam.
- To dlaczego twój mundurek nie jest w najlepszym stanie? - A. Fakt. Był trochę umorusany. I moja twarz też...
- Przewróciłam się jak biegłam. - Burak. Ale jak tu się nie zburaczyć. W tym momencie zauważyłam, że Kurosaki patrzy mi prosto w oczy. Jeszcze większy burak.
- No dobrze. Więc wróćmy do lekcji... - Ale mi serducho waliło. Jak minęło 5 minut , to jeszcze się nie mogłam uspokoić. Gdy zabrzmiał dzwonek, lepiej się poczułam.
- Nakajima-san? - Orihime podeszła do mnie z Arisawą, gdy pakowałam książki z ławki.
- Um? Ah, Orihime, Tatsuki, ohayo! - I z powrotem zajęłam się pakowaniem. Arisawa spytała, czy wszystko w porządku.
- W jak najlepszym. Czemu pytasz? - Obie spojrzały na mój mundurek. - Aaa, to? To nic takiego. Zwyczajnie się wywaliłam, i nic więcej.
- Jo ka taa. - Hime odetchnęła z ulgą.
- Może pójdziemy na przerwę? - Wymusiłam na sobie uśmiech. - Bo zostały tylko 4 minuty.
- Josh! Idziemy! - Krzyknęła jak zwykle Inoue i pobiegła do drzwi.
- Ehh, Orihime! Zaczekaj na nas! - powiedziała Tatsuki poirytowanym głosem. - Spotkamy się przy klasie. - rzuciła do mnie, westchnęła i pobiegła za nią. A ja sobie spokojnie wyszłam. Zaczęłam szukać łazienki, żeby się trochę ogarnąć. Niestety zapomniałam gdzie jest... Jak to oczywiście w moim zwyczaju. Po Hime i Tatsuki ani śladu. Dobra, spytam się tych plotkujących dziewczyn, stojących pod... drzwiami łazienki dla dziewcząt. Heh. Weszłam i rozejrzałam się. Całkiem ładnie. I nawet pachnie. Stanęłam przed lustrem. O matko... :o Kiedy myślałam, że zajmie mi to oczyszczanie tylko chwilę, bardzo się myliłam... To naprawdę trzeba mieć farta, żeby po jednym upadku tak wyglądać. No nic. Wzięłam się do pracy; Kiedy było już po wszystkim, dziwnym trafem udało mi się zdążyć przed nauczycielem. Praktycznie weszłam mu przed nosem. Tyle emocji jednego dnia to ja nie miałam przez 3 dni w mojej dawnej szkole ._. Co poradzisz; Kiedy nareszcie nastała pora lunchu, zorientowałam się, że nic nie mam... Pomyślałam, że może dziewczyny mi coś dadzą i wtedy wyobraziłam sobie danie z fasolki Inoue. Ciarki przeszły mi po plecach. Na wszelki wypadek tą przerwę spędzę sama. Szybko wyszłam z klasy i niczym ninja, niezauważona przez nikogo (przynajmniej mi się tak wydawało..) wyszłam na szkolne podwórko. Znalazłam sobie ustronne miejsce pod jednym z trochę bardziej oddalonych drzew. Usiadłam, wyciągnęłam nogi i zamknęłam oczy. Czeka mnie 15 minut beztroskiego wylegiwania się. Mmm, jak milutko. Słonko świeci (tylko szkoda, że prosto w twarz...), słychać z daleka śpiew ptaków... Nosz jak ja zaraz go trzepnę! Ktoś se stanął akurat przede mną, zasłaniając przecudnie i cieplutkie słońce. Z wielkim wyrzutem otworzyłam oczy i spojrzałam na tego zwyrodnialca...
- I-Ichigo? - przyznaję, że się trochę zdziwiłam. No bo po co on tu... - Czy stało się coś?
- Dziewczyny ciebie szukają. Czemu tak szybko wyszłaś z klasy? - Ledwo widziałam jego wyraz twarzy, bo stał za słońcem. Hm, czy on mnie śledził? Przecież przez te pięć minut byłam ninją >.<
- Po prostu chciałam pobyć chwilę sama. - westchnęłam. - Przekaż im że przyjdę za chwilę. - Poszedł. Jakoś dziwnie mi się zrobiło...

Myśli Kurosakiego
Kurde, a już myślałem, że ją przyłapię, jak przechodzi przez przejście lub rozmawia z kimś przez jakieś urządzenie. To było dosyć podejrzane, kiedy wyszła pierwsza z klasy i na dodatek to była długa przerwa. Więc każdy by skorzystał, żeby się gdzieś ulotnić. Cóż, teraz jestem prawie pewny, że jest normalną dziewczyną.

Trochę jeszcze posiedziałam pod tym drzewem, ale w końcu się podniosłam i ruszyłam tam, gdzie zwykle siadam z dziewczynami. O, są.
- Nakajima-san! - zawołała Orihime. Podeszłam do nich i usiadłam obok Tatsuki.
- Gomen, że nie poszłam z wami. - Schyliłam lekko głowę.
- Nic się nie stało. To normalne, że chciałaś zostać trochę sama. - Uśmiechnęła się Arisawa.
- Czyli Ichigo wam już przekazał? - Moje policzki stały się chyba trochę różowe. Wszystkie popatrzyły się po sobie i znowu na mnie. - O co wam chodzi?
- Yumiko-san – spytała Michiru. - czy lubisz Kurosakiego? - Hę? Co to za pytanie?
- Mhm, chociaż nie za bardzo się dogadujemy...
- A może lubisz go tak.. bardziej? - Któraś zachichotała. Nagle cała sytuacja zmieniła się w bardzo krępującą, czego nie znoszę i na dodatek każda wlepia we mnie swe oczy. Rumieniec coraz bardziej się powiększa...
- N-nie! Znaczy, on jest dla mnie tylko jako kolega z klasy, naprawdę! - Tłumacząc wymachiwałam rękami i robiłam dziwne, zażenowane miny. Pewnie dlatego ci, którzy przechodzili obok nas się jeszcze obracali, gdy byli już daleko. Oh! Dzwonek na lekcje! Jestem uratowana! Dziękuję, dziękuję! - Słyszałyście? Dzwonek! Pora na ruszyć do klasy, prawda? Przecież nie chcemy się spóźnić. No, wstawajcie! - Jak ja byłam już jakieś 5 metrów przed nimi, one dopiero zaczęły się zbierać. Trudno, nie będę na nie czekać. Weszłam do szkoły i przyszłam pod klasę. Oparłam się o ścianę. Jakoś nie chciało mi się zasiąść w ławce. Ale trzeba, więc przeszłam przez klasowe drzwi i usiadłam. Parę osób już tam było. Chwilę po mnie przyszły dziewczyny, potem Ichigo, Keigo i Mizuiro, jeszcze kilka osób, aż w końcu nauczycielka. Jak podała temat i zadania, to straszna mnie wzięła niechęć do wszystkiego. Nie wiem czemu. Tak po prostu. Może to przez Michiru i jej pytanie. Eh. Dobra leniu, weź się w garść; Minęła połowa lekcji, a ja mam naprawdę doooość. Nawet pozytywne myśli nie działają ;_; Z zamyśleń wyrwał mnie głos Ichigo... Znowu się pyta, czy może iść do wc. Hime, Sado i Ishida oczywiście też wstali... Pani z dużą niechęcią im pozwoliła. Wszyscy wybiegli i od tamtego czasu byłam wgapiona w podwórko szkolne za oknem. No, w końcu są. I znowu Ichigo w kimonie. Śledziłam ich wzrokiem tak długo, aż znikli przed bramą szkoły; Nareszcie przerwa. Gdy podczas tamtej lekcji zwróciłam z powrotem wzrok na zeszyt, wymyśliłam sobie taki mały plan. Oczywiście na początku myślałam, że zwariowałam, że to jest głupie i lekkomyślne. No więc: pomyślałam sobie, że po lekcjach, o jakiejś 17.00 wyjdę sobie na spacer do miasta i jak znowu spotkam tego potwora, to może także Ichigo i resztę. No i opowiem im o wszystkim, lecz ja się przecież nie odważę. Nawet na pewno. Po prostu ucieknę, jak zawsze... Ale sama już nie wiem... Mam jeszcze parę lekcji i trochę czasu po szkole, do namysłu nad tym. Więc co będzie, to będzie. A może w ogóle nie spotkam tego potwora? Byłoby fajnie... Że jak? Już koniec przerwy? No nie. Kurosaki i reszta już przyszli... Yosh! Czas zacząć następną lekcję!; Już jest po lekcjach i właśnie idziemy całą paczką. Nawet jest Ishida ;D Już widać mój dom. Pożegnałam się z wszystkimi i weszłam do furtki.
<Potowarzyszymy teraz Marchewce i pozostałym>
Szli tak ze 2 minuty, aż w końcu Ichigo się odezwał.
- Nie sądzicie, że Yumiko... jest jakaś inna?
- Co masz na myśli? - zapytał Uryuu.
- Chodzi mi choćby o jej reatsu. Jest większe od innych w szkole. Ma też nienaturalny kolor oczu. I ten jej dzisiejszy szybki wypad z klasy. Ciągle się nad tym zastanawiam, ale nie zauważyłem, żeby zachowywała się inaczej niż zwykle, gdy siedzi sama.
- Może to mieć jakiś związek, Kurosaki, lecz na razie nic nie róbmy. Niech każdy ją tylko obserwuje.
- Hai. - powiedziała Orihime. - Dakara, - zatrzymała się. - ja sądzę, że Nakajima-san to bardzo miła i trochę nieśmiała dziewczyna. - wszyscy się zatrzymali. - Może po prostu urodziła się z trochę wyższym reatsu. Ja też je wyczuwam, i faktycznie jest inne. Ale może jej prababcia była shinigami, lub pradziadek, lub ktoś inny z rodziny. Tego nikt nie wie. Pewnie ona sama też nie.
- Orihime-san, przecież wiesz, że możesz się mylić. Dlatego najlepszym wyjściem będzie ją obserwować. Nie mówię tutaj o śledzeniu krok w krok. Najlepiej, gdyby nie zostawała sama.
- Chodźcie do Sklepu Urahary-san. - rzucił Ichigo. I tam się właśnie udali.


***

sobota, 30 marca 2013

Zawiadomienie

Rety, ja naprawdę aż TAK długo nie dawałam znaku ducha? ;_; Więc dlatego tworzę ten post, by Was poinformować, że żyję i mam się dobrze ;) Następny Rozdział będzie na pewno w przeciągu paru dni (choć powinnam go teraz dodać, a nie pisać, że nie zrezygnowałam z tego bloga i on po prostu sobie jest... ._.). Ale na stówę ten Rozdzialik wrzucę nie długo :D 

Przepraszam i pozdrawiam ~ wasza zagubiona w czasie autorka