Przepraszam, że tak długo, ale jakoś ostatnio weny nie mam ._. Miłego czytania :)
____________________________
-
Onee-chaaaaan! - nagle usłyszałam wołanie piskliwego głosiku.
Ujrzałam przed sobą dwie duże patrzałki, takie jak talerze i z
połyskującymi światełkami. - Onee-chan wróciła do domu!
-
Ohayo, Emi-chan. - spojrzałam na nią ciepłym wzrokiem. Co? N-nie
płacz! W jej oczkach zaczęły się zbierać lśniące łzy. No
nie, co ja takiego zrobiłam??
-
E-emi-chan! Dlaczego płaczesz? - podniosła na mnie swoje wielkie
źrenice i wybuchnęła:
-
Onee-chaaan!!! Czemu jesteś tak późno w domu???!!! - momentalnie
się trochę wystraszyłam, lecz następnie roześmiałam.
-
Emi-chan, nie mogę być szybciej w domu, przecież wiesz. Chodzę do
szkoły i wracam do domu, kiedy lekcje się skończą. Masz prawie 7 lat i jesteś dużą dziewczynką, więc powinnaś
zrozumieć, i nie płacz już. - wydęła policzki i na jej
twarzyczce pojawił się grymas.-
To nie chodź do szkoły, wtedy mogłabyś się ze mną bawić cały
dzień... - burknęła pod nosem. - Ale ja tak niestety nie mogę. - powiedziałam cicho. - ...Zawsze jak wracasz to idziesz się "uczyć" i zamykasz się w pokoju, nawet, jak cię o to proszę.
- To może zrobimy tak: ja się idę
teraz pouczyć z półtorej godziny, a potem bawię się z tobą do
kolacji i znów idę się uczyć. To jak? - Emi przyłożyła rączkę
do bródki, udając, że się zastanawia.
-
Zgoda! - uścisnęłam z nią rękę i ucieszona pobiegła do kuchni.
-
Uhhh! Co ja się mam z tym małym, pożerającym słodycze
potworkiem. - westchnęłam i zdjęłam buty. Nie nazywam
ją tak bez powodu! Dosłownie zaraz po tym, jak jakieś słodycze
(czekolada, żelki, chipsy, ciastka etc.) znajdą się w jej zasięgu
to jak szybko się pojawiły, tak szybko ich nie ma. Ja mówię
poważnie! No bo kto by widział, żeby w takim tempie jeść?! Nie
wiem gdzie ona to wszystko upycha, ma przecież taki mały żołądek!
(który wydaje się nie mieć dna...). Muszę normalnie chować
wszystko to, co kupię, bo w przeciągu 5 sekund wszystko znika!
Jakby ktoś kurna Pelerynę Niewidkę nałożył! Tak więc chowam
wszystko najczęściej gdzieś wysoko, np. na wysokich szafkach i
modlę się, żeby nie zwęszyła gdzie są, bo jak już wie, to nic
ją nie powstrzyma, żeby się do tego dostać! (O.O) Ale! Ale teraz
najlepsze! Otóż, ona to wszystko je i NIE TYJE! Jest normalnie jak
Kudłaty ze Scooby Doo! Kurde, też tak chce, jak pewnie każda
kobieta; Zmęczona całym stresem, którego dzisiaj doznałam w
liceum, powlokłam się do pokoju i walnęłam na łóżko.
Właściwie, to nie było aż tak strasznie, ale i tak paaaaaaadam!
(tak, to było ziewnięcie). Powoli zaczęłam zdejmować mundurek.
Dla zabawy tą czerwoną kokardkę założyłam na głowę. Stanęłam
przed lustrem (mam lustro w pokoju)... to wygląda przesłodko! Ale
nie mogę zejść tak na dół... hmm, czemu by nie? Przebrałam się
w taką czerwoną sukienkę, w stylu Lolity (to sukienka z takiego
przedstawienia, które było organizowane w mojej starej szkole). Kokardka pasowała idealnie! Jeszcze sobie zrobię włosy, a co? Jak się
bawić to na całego! Więc zabrałam się za robienie warkoczyków.
To wyglądało świetnie! Ubrałam jeszcze wysokie podkolanówki. No!
Jestem gotowa żeby zejść... a, no tak. Powiedziałam, że za
półtorej godziny. W tym stroju zaczęłam robić lekcje, no bo po
co się przebierać? Gdy skończyłam, miałam 30 min do zejścia,
ale znając życie, za parę sekund Emiko zacznie się dobijać do
pokoju. O! A nie mówiłam?!
-
Onee-chaaaan! Skończyłaś już? - cały czas stukała w drzwi. -
Onee-chaaaaan!!!
-
Przecież jeszcze pół godziny. - odpowiedziałam, podchodząc do
szafy, żeby w razie czego do mniej wskoczyć. Jakby mnie teraz
zobaczyła, to zepsułaby sobie niespodziankę!
-
Ale mi się strasznie nuuuuudzi! - specjalnie przeciągnęła
ostatnie słowo. - Mogę wejść?
-
Za pół godziny! Albo wiem! Jak teraz dasz mi spokój, to wyjdę za
kwadrans!
-
A co to znaczy za kwadrans?
-
Za 15 min, a teraz już idź, bo mi przeszkadzasz.
-...
No dobraaaa. - i poszła. Zaczęłam się uczyć. Kiedy spojrzałam
na zegarek, była 15.30. To dziwne, nie przyszła mnie prosić, żebym
wyszła? Czym prędzej zeszłam na dół i mnie zamurowało...
Właśnie zobaczyłam jak moja siostra bawi się z... ty, no właśnie,
KTO TO JEST?!
-
Onee-chan! Jak ty ślicznie wyglądasz! - zakrzyknęła i podbiegła
do mnie.
-
Emi-chan, kto to jest? - zapytałam się i spojrzałam ukradkiem na
chłopaka przyglądającego mi się uważnie i z lekkim rozbawieniem.
Kurde, chyba zdaje się, że buraka strzeliłam.
-
Przecież to Taii-chan! - że kto?
-
Komatsuzaki Taizo, my się jeszcze nie znamy. Otóż jestem twoim
dalekim kuzynem, którego nie miałaś okazji poznać, ponieważ
bodajże nie było cię na zjeździe rodzinnym. Nikt cię nie
powiadomił, że przyjeżdżam? Myślałem, że wiesz, skoro się
tak... inaczej ubrałaś. - nie no! Zaraz spalę się ze wstydu!
-
T-to nie jest...! Przebrałam się tak dla Emi-chan! I nie, nikt mnie nie
powiadomił o twoim przyjeździe... - mam ochotę zemdleć.
-
Widzę, że przybyłem w nieodpowiednim czasie. - wstał i podszedł
do mnie bliżej, z sekundy na sekundę coraz bardziej robię się czerwona, wyglądam jak dojrzały pomidor! Co za wstyd! ..Teraz
mogłam bardziej dostrzec jego metalowe oczy. Miał granatowe włosy
rozwiane we wszystkie strony. Czerwoną, pogniecioną koszulę w kratkę z
podwiniętymi rękawami, która była rozpięta i wystawał biały
podkoszulek. Spodnie zwykłe, jeansowe, poprzecierane w niektórych
miejscach.
-
M-może ja się pójdę przebrać? Tak! Emi-chan, zaprowadź
Taizo'ego do kuchni i poczekajcie na mnie! - pobiegłam do pokoju,
szybko założyłam coś normalnego, zdjęłam kokardkę i
rozplątałam warkoczyki. Wróciłam na dół i weszłam do kuchni.
Taizo siedział przy stole, a Emi-chan sięgała po coś do szafki.
-
No mogłaś zostawić chociaż te warkoczyki i kokardkę.- powiedział
z udawanym oburzeniem. Taa, chciałbyś!
-
Albo w ogóle się nie przebierać! - dodała Emi-chan. Lepiej ty się
już nie odzywaj, mała!
-
Emi-chan, co robisz? - spytałam się wciąż po coś sięgającej
Emiko.
-
Chcę poczęstować Taii-chana ciasteczkami!
-
Nie ma ciasteczek, bo zaraz zrobię obiad. Mama i tata są u
znajomych. Pewnie jesteś głodny, co? - podeszłam do kuchenki, żeby
nastawić wodę.
-
Jak wilk! - odparł. - I zaraz zjem tą tu małą dziewczynkę! -
zaczął się ganiać z Emi-chan po kuchni. Przez jakiś czas
śledziłam ich wzrokiem i oparłam się rękami o blat kuchni. Hmmm, moja ręka dotyka czegoś, co chyba nie jest blatem... Kartka? Wzięłam ją do ręki i przeczytałam po cichu:
Droga
Yumiko!
Dzisiaj
przyjedzie do nas kuzyn, niestety nie wiemy o której.
Nazywa
się Komatsuzaki Taizo.
Zostanie
u nas na 5 dni.
Bądźcie
dla siebie mili.
Przyjedziemy
z tatą dopiero jutro rano.
Jeśli
będziecie czegoś potrzebować, to pieniądze są w barku.
Mama i Tata
Zrobiłam
<face palm> i zawołałam ich.
-
Przed chwilą się dowiedziałam, że mama i tata nocują u znajomych
i będą dopiero rano. - niezły mam zapłon...
-
Nieee!!! - Emi-chan już zaczęła płakać, ale Taizo zaczął ją
pocieszać. O dziwo, udało mu się. Jak on to zrobił? Mnie się to
udaje po 10 min, a w najgorszym wypadku przekupuję ją słodyczami.
-
Widzę, że masz rękę do dzieci.
-
To nic takiego. Też mam młodsze rodzeństwo, tylko że razy 3.
-
Serio? Ja nie mogłabym sobie wyobrazić 3 takich potworków. Ona już
sprawia dużo kłopotów, jak jest jedna. Jak ty z nimi wytrzymujesz?
-
Szczerze, to sam się zastanawiam... Chyba faktycznie mam talent
wychowawczy. - roześmialiśmy się, a Emiko gapiła się na nas jak
na idiotów.
-
Dobra, to na obiad będzie Soba, smażona z kurczakiem i warzywami.
Niestety nie mamy wszystkich składników. Dobrze, że rodzice
zostawili nam pieniądze. To ja skoczę do sklepu, a jak woda się
będzie gotować to ją wyłącz, ok?
-
Tak jest, sir! - powiedział i mi zasalutował.
-
Łiii! Będzie Soba! - ucieszona siostra zaczęła skakać po kuchni.
-
Miej na nią oko. Zaraz będę. - Ubrałam buty, wzięłam pieniądze
i wyszłam z domu. Udałam się do najbliższego sklepu, kupiłam to,
co potrzebne, jednak nie mieli jednego składnika, super. Trzeba
będzie iść do następnego sklepu, a on był trochę dalej,
świetnie. Coraz bardziej narażam się, że mój kuzyn z siostrą
wysadzą dom. Przyspieszyłam kroku. Wtem poczułam coś dziwnego,
takie jakby wibracje w powietrzu. Przystanęłam, obejrzałam się.
Ludzie też to chyba wyczuli. Zobaczyłam kłębiący się dym w
oddali. Czy coś się pali? Nie. Ten dym się zbliża. To znaczy, Coś
się zbliża, bo zauważyłam, że po drodze niszczy wszystkie
budynki. Byłam przerażona, adrenalina pulsowała mi w żyłach.
Nastała panika. Wszyscy zaczęli uciekać, ale ja nie mogłam się
ruszyć. Moje własne nogi odmówiły mi posłuszeństwa... I wtedy
zobaczyłam to Coś. Wyglądał jak wielki dinozaur, tylko że miał
białą maskę zamiast twarzy i zdaje się, że dziurę na środku
klatki piersiowej... Ryknął przeciągle i ruszył w moim kierunku... Ratunku!!!
***